sobota, 16 lipca 2016

Rozdział 3 – Przeszłość nie znika (2)


Izabella Wasielewska miała dość i wyraźnie było to widać w każdym jej geście. W chwili, gdy płacząc kładła się na łóżku i podkulała nogi, wciskając, złożone niczym do modlitwy, dłonie między kolana, było mnie jej żal, zwyczajnie, tak po prostu, po ludzku. Nie znałem jej, ale szczerze wątpiłem, że zasłużyła sobie na to, by się z tym wszystkim mierzyć, by żyć ze świadomością jaką przeszłość miał jej mąż, by w ogóle być z takim człowiekiem jak Aleksander. W chwili kiedy tak rozmyślałem, on powrócił do sypialni. Niósł białą filiżankę na spodku.
Wypij – powiedział cicho i obszedł łóżko na tyle na ile mógł, bo przysunięte było do ściany, tuż pod parapet. To właśnie na nim postawił talerzyk z filiżanką. – Jest z prądem – wyjaśnił. – Brendy.
Iza nic nie odpowiedziała, a on zrezygnowany przysiadł na brzegu łóżka. Chciał dotknąć jej łydki, ale się zawahał aż w końcu całkiem zrezygnował.
Chcesz o coś zapytać? Coś wiedzieć? – dopytywał. – Wiesz, że cię nie okłamię, że nawet najgorszą prawdę wyznam.
Było trzeba ją wyznać przed ślubem! – wykrzyknęła poprzez szloch.
I co by to zmieniło? – dopytywał nad wyraz spokojnie. – Czy byłbym wtedy dla ciebie innym człowiekiem, inaczej cię traktował, mniej cię kochał? – Odetchnął i kontynuował – Iza, to by niczego takiego nie zmieniło i miało miejsce wiele lat temu. To jest już przedawniona sprawa.
Powiedz to tej kobiecie – poleciła niepewnie i odwróciła się tak, by móc na niego patrzeć. Wsparła plecy na drewnianej ramie łóżka. Nawet nie trudziła się z poprawieniem bordowej poduszki.
Chciałem – wyszeptał. – Wielokrotnie chciałem ją... przeprosić, ale nigdy jej nie odnalazłem, nie miałem jak i nie było na to szans. Nie znaliśmy jej danych. To był przypadek, że trafiło akurat na nią. Gdyby gdzieś to zgłosiła, to...
To co? Ile by jej dało twoje przepraszam?
Pewnie niewiele, ale... ale nie lubię niepozałatwianych spraw. Wolę się z czymś... kimś... problemami skonfrontować twarzą w twarz, niż całe życie mieć to za plecami. Na tyle mnie chyba znasz.
Wcale cię nie znam! – Przetarła twarz rękoma, zupełnie nie zważając na to, że tym sposobem mocno się rozmaże, bo choć nie miała mocnego makijażu, to pozostałości maskary właśnie wstąpiły na jej policzki.
Aleksowi chyba estetyka nakazywała podać żonie chusteczkę. Zupełnie mnie nie zdziwiło, że miał w kieszeni taką staromodną, haftowaną.
Przepraszam, że cię zawiodłem. – Położył tę białą szmatkę z niebieskimi zakończeniami na jej kolanach i wstał, by opuścić pokój.
Jak do tego doszło?! – krzyknęła za nim. – Jak się stało, że ty i Diego... po Cyrylu i Borysie bym się tego spodziewała, ale po was? – nie dowierzała.
Poznaliśmy się... – Wyglądał na zamyślonego. – U Kariny – kontynuował. – Poszedłem do niej po pieniądze, jakiekolwiek i tak trafiłem na Diego. Zabrałem go do pracy, gdzie pracował też Borys. Fabryka należała do rodziny Cyryla.
A ta kobieta? – odważyła się podnieść na niego wzrok i tym sprawiła, że to on spuścił głowę, jakby się wstydził swojego czynu.
Upiliśmy się wtedy Divą. – Zerknął na wódkę wartą około miliona złotych, która jakimś cudem przywędrowała do jego sypialni i postawiła się pośród innych alkoholi.
Izabella także spojrzała na ognistą wodę w butelce, którą zdobiły kolorowe, kosztowne kamienie. Najprawdopodobniej były to diamenty.
Nie było nas na nią stać. Jakuba było, ale dobrze udawał kogoś kto nie ma nic. Cyryl także nie miał pieniędzy. Był na utrzymaniu rodziców, studiował już wtedy prawo i choć pochodził z bogatej rodziny, to ojciec mu zawsze wszystkiego skąpił. Wszedł do domu, niby na obiad i zabrał ojcu z gabinetu pierwsze z brzegu dwie butelki. Pierwsza była otwarta, jakaś zwykła, szybko ją obaliliśmy przy torach pod lasem. Potem padło na Divę i ten pomysł, który miał nas scalić w jedno.
Nie wierzę – szepnęła.
Ja po latach też nie. Chodziło im przede wszystkim o to byśmy ja i Cyryl się dogadali, i nie skakali sobie do gardeł. Od pomysłu do pomysłu. Alkohol i wcześniejsza trawa, gdy urwaliśmy się z pracy i poczuliśmy jak banda szczeniaków na wagarach, dały nam po głowach. Z resztą... dobrze wiesz, że moja jest słaba.
Nie sądziłam, że paliłeś. Jesteś wrogiem narkotyków.
Teraz tak, wcześniej też, ale to były czasy, gdy miałem wszystkiego dość i zrozumiałem, że nieważne jakbym się mocno starał, to niewiele jestem w stanie w swoim życiu i życiu swoich bliskich pozmieniać.
Właśnie mi uświadomiłeś, że niemal nic o tobie nie wiem – rzekła melancholijnie i była przy tym bardzo zamyślona, jakby nieobecna.
Wiesz więcej niż ktokolwiek inny.
Więcej niż twoi koledzy?
Byli koledzy – poprawił szybko. – I nie i tak.
Spojrzała na niego jakby nie rozumiała o co mu chodzi.
Oni wiedzą więcej o tym co robiłem i w jaki sposób, bo robili to ze mną lub byli wtedy przy mnie, albo słuchali moich opowieści przy co wtorkowym pokerze. Ty jednak, jako jedyna, wiesz jaki jestem.
Właśnie o to chodzi, że nie wiem.
Wiesz – upierał się, ale mówił to szeptem, jakby nie chciał jej tego narzucać na siłę.
Odetchnęła, nie wiem czy pod wpływem zmęczenia, czy irytacji. Najważniejsze jednak, że odważyła się zapytać:
Kiedy to miało miejsce? Jak dawno?
Cholernie dawno. To były lata dziewięćdziesiąte.
Karina zawsze mówiła, że Diego poznał Cyryla podczas rozwodu, gdy szukał prawnika. Ty mu go poleciłeś.
Tak, bo... ten gwałt nas nie scalił. Zamiast to zrobić, to nas poróżnił... poróżnił bardzo mocno. Ja go wyparłem – przyznał ze łzami w oczach. – Kiedy, po latach, polecałem Grzelaka Alarconowi, to całkiem zapomniałem o tym, że tych dwoje miało już z sobą tą jednorazową styczność.
Jednorazową?
Przytaknął ruchem głowy.
Ja trzymałem się zawsze bliżej Diego, bo do Borysa żywiłem dziwny dystans, a Cyryla trudno mi było tolerować. Borys natomiast zawsze mierzył siły na zamiary, więc ciągnęło go do bogatych, stąd jego przyjaźń z synem szefa. W latach dziewięćdziesiątych tylko ten jeden wypad zaliczyliśmy wspólnie, we czwórkę. Później nasze drogi się rozeszły. Skończyły się wakacje i Cyryl wrócił na uczelnie do innego miasta, do akademika. Borys także rozpoczął studia, wyjechał, rezygnując z miejscowe uczelni na rzecz jakieś lepszej. Ja pojechałem do Francji, do pracy, by pomóc dziadkom. Diego został na miejscu, poślubił Karinę, usynowił Franka, zabierał ich z sobą w podróże, bo dziedziczył majątek po ojcu i musiał doglądać interesów.
Oni się nie poznali? – nie dowierzała.
Olek spojrzał na nią jakby nie wiedział o co jej chodzi.
Diego i Cyryl, po latach się nie rozpoznali?
Nie wiem. – Pokręcił głową. – Wydaje mi się, że Cyryl Kubę rozpoznał, ale w drugą stronę pewności nie mam, raczej nie, bo Cyryl najbardziej z nas wszystkich się zmienił. Lata odcisnęły na nim piętno. Najszybciej się postarzał, być może za sprawą zarostu. I stał się inny.
Słuchałem tego i nie dowierzałem. Nagle sprawa gwałtu wydała mi się być mniej ważna od wzmianki o rozwodzie Diego Alarcona. Z początku sądziłem, że chciał się rozwieść z jakąś inną żoną, by móc poślubić Karinę, ale wyłapałem w opowieści Aleksandra pewną chronologię i dotarło do mnie, że gdy zjawił się u Cyryla Grzelaka po latach, to już był mężem Kariny i ojcem Franka.
Zrób mi herbaty bez prądu – zażądała Izabella od swojego męża. – I nie chcę słyszeć już nic więcej – dodała, opadając na poduszki i odwracając się tyłem do męża.
Chyba rozumiał jej potrzebę zostania samej. Nawet okrył ją przed wyjściem z pokoju, a potem bardzo długo nie wracał, by w końcu zerknąć z progu na to jak śpi i wycofać się ponownie do kuchni.
Wyłączyłem telewizor i odłączyłem od niego laptopa. Zacząłem szukać, nie informacji o gwałcie, a o rozwodzie, ale media nim nie żyły. Zrozumiałem, że prawdę, albo w ogóle cokolwiek na ten temat mogą mi powiedzieć tylko dwie osoby – Diego lub jego prawnik. Zdecydowałem się więc odnaleźć Cyryla Grzelaka. To akurat do trudnych zadań nie należało. Z informacji jakie o nim zdobyłem od Wasielewskiego, który oczywiście nie miał pojęcia, że był moim informatorem, wiedziałem, że ten mężczyzna jest zarządcą, administratorem kamienic, w tym także tej, w której mieszkał Aleksander z rodziną, ale był też prawnikiem. Nietrudno było zdobyć jego adres.
Dzień później dotarłem spacerkiem do dzielnicy dworków, usadowionych niegdyś na obrzeżach, a teraz niemal w środku miasta, gdyż wszystko się rozrosło. Ciągle powstawały nowe blokowiska, pełne coraz wyższych wieżowców i wymyślnych zabiegów architektonicznych. W ten oto sposób domki i dworki z obrzeży, nagle znajdowały się bliżej centrum niż przedmieść.
Ulica Mikołaja Reja należała do specyficznych. Nie była typowo nowobogacka ani staromodnie willowa. Zazwyczaj w miastach jest tak, że ogrody przydomowe są niewielkie, a tutaj były ogromne. No może przesadziłem, bo do wsi nie mogły się równać, ale i tak robiły wrażenie. Najbardziej jednak zachwyciły mnie domki, niby wszystkie do siebie w pewnym sensie podobne, bo wyglądające na duże i przestronne, ale miały w sobie klimat nawiązujący do zamków lub cygańskich pałaców. Każdy z domków był inny, każdy miał inną bramę, różną roślinność, która wylewała się za ogrodzenia, zupełnie niezbliżone do siebie podobieństwem skrzynki na listy. Spojrzałem na jedną z takich skrzynek. Była kremowa z logiem poczty na środku i tabliczką z nazwiskiem, umiejscowioną dokładnie nad znaczkiem. Posiadała też oddzielne miejsce na gazety i ulotki. To przez tę skrzynkę wiedziałem, że trafiłem pod dobry adres. Niewiele jednak mogłem dostrzec z perspektywy gapia stojącego na środku chodnika. Ogrodzenie było bowiem wysokie i drewniane, i jedyne szpary jakie posiadało, to była wymyślna, wzorzysta krata, ale znajdująca się dopiero jakieś dwa metry nad ziemią. To ogrodzenie miało z trzy metry wysokości, a powyżej niego były jeszcze czuby choinek. Nie miałem więc innego wyjścia jak zadzwonić i czymś się zamówić.
Furtka raczej nie otwierała się automatycznie, bo gospodarz pofatygował się osobiście. Trzymał wąż ogrodowy, zakończony plastikowym pistoletem zraszającym, w dłoni. Najpierw spojrzałem na krajobraz rozchodzący się za nim. Było tam dużo roślin, zarówno takich wrośniętych w ziemie, jak i doniczkowych, które dumnie rozstawione były po obydwóch stronach dróżki i w narożniku kwadratowej fontanny. Potem dopiero mój wzrok padł na mężczyznę, gdy ten zapytał się czy w czymś może mi pomóc.
Cyryl był niewysoki, ale nie był też niski. Ramiona jak na swój wzrost miał wystarczająco szerokie, by nie wyglądać śmiesznie, jak karakanek, który przesadził na siłowni. Wydawał mi się szczuplejszy od Diego czy Aleksa, ale nie chudy czy wychudzony. Chyba mógłbym go określić słowem przeciętny.
Dzień dobry. Dobrze trafiłem? – zapytałem. – Pan Grzelak?
Tak. – Zdjął ogrodowe rękawiczki i wyciągnął dłoń w moją stronę, wcześniej przecierając ją o granatowe, dresowe spodnie. – Cyryl Grzelak – przedstawił się.
Marcin Tomczyk – skłamałem. – Potrzebuję prawniczej porady i w internecie znalazłem pana adres. Było blisko, więc... – miotałem się i nie wiedząc co mam powiedzieć dalej, zdecydowałem się na wzruszenie ramionami.
Nie prowadzę już kancelarii w domu. To musiała być jakaś przeterminowana strona. – Uśmiechnął się, szeroko, pokazując rząd równych i bielszych od śniegu zębów, choć być może tak mi się tylko wydawało za sprawą kontrastu. Zarost miał ciemny, czarny niczym sadza, a cerę opaloną, ale naturalnie od słońca.
W takim razie gdzie? – dopytywałem.
W mieście, przy samym ratuszu – odpowiedział. – Jednak skoro pan się już pofatygował, to zapraszam. – Wskazał dłonią kierunek. Gest był stricte serdeczny, zapraszający.
Przestąpiłem kilka kroków i usłyszałem jak furtka zostaje zamknięta. Cyryl zrównał się ze mną, ale skręcił na trawnik, by odłożyć wąż ogrodowy na jeden z leżaków wykonanych z białej wikliny. Leżaki te, jak i pozostałe meble ogrodowe idealnie wpasowały się w tło ogrodu, tych marmurowych donic, różnorodnej, trochę dzikiej roślinności i budynku, który domagał się otynkowania i wybielenia, choć może właściciel specjalnie nie wzywał do tego specjalistów, bo dzięki temu poszarzałemu, przybrudnawemu odcieniowi bieli, pałacyk wyglądał na starszy, na wiekowy.
Aby dostać się do drzwi wejściowych trzeba było pokonać schody. Można było iść przodem, gdzie były półokrągłe, albo bokami. Schody też najprawdopodobniej były z marmuru albo jakiegoś innego kamienia. Drzwi były duże. Szerokie i wysokie, na dodatek dwuskrzydłowe. Gospodarz je przede mną otworzył, a wewnątrz przywitało mnie ciepłego, ciemnego odcieniu drewno boazeryjne i dywanik, błękitny w herbaciane róże.
Po prawo jest mój gabinet. – Wskazał mi drogę, dzięki czemu nie musiałem uważać na ten dywan, bo nie było konieczności bym go mijał. Za nim znajdował się najprawdopodobniej salon, ale poprzedzała go wielka, jak na domowe, fontanna.
Nie miałem okazji bliżej przyjrzeć się ozdobie, bo od razu udałem się we wskazane miejsce i zasiadłem na jednej z dwóch skórzanych kanap. Oddzielał je wyglądający na ciężki, niski, drewniany stolik.
Przepraszam za strój, ale jak sam pan widział, zajęty byłem moim hobby – rzekł Cyryl, siadając dokładnie naprzeciwko mnie. – Wody? – Nie czekając na moją odpowiedź, chwycił za karafkę i napełnił dwie pękate szklaneczki, przypominające kształtem beczułki. – Co pana konkretnie do mnie sprowadza?
Rozwód – odpowiedziałem.
Grzelak spojrzał na mnie w dziwny sposób, taki zdumiony, nico podejrzliwy.
Nie zajmuję się rozwodami – wyjaśnił.
Ale jest pan prawnikiem, tak?
Tak, ale... od lat nie przyjmuję już spraw cywilnych.
Żadnych?
Pokręcił głową, jakby nią zatrząsł.
Żadnych. Specjalizuję się w prawie gospodarczym, od czasu do czasy karnym.
I nigdy pan nie rozwodził ludzi?
Nie mam takiej mocy. Rozwodzi sąd, ewentualnie Watykan. – Uśmiechnął się i znowu oślepił mnie bielą swoich równych zębów.
Dobrze pan wie o co pytałem.
Kiedyś, na początku kariery, tak jak każdy brałem rozwody. Musiałem z czegoś żyć zanim wyrobiłem sobie nazwisko.
Rozwodził pan Diego Alarcona – postawiłem na odkryte karty, bo facet wydawał mi się być naprawdę miły. Biło od niego nie tylko bielą zębów po oczach, ale także taką otwartością, sympatycznością, szczerą serdecznością.
Diego... pamiętam Diego – potwierdził. – Już wtedy nie brałem rozwodów, ale ten jeden zdecydowałem się przeprowadzić. Skąd pan o tym wie?
A czy to ważne?
Przychodzi pan do mnie i wypytuje o mojego byłego klienta. Może się pan zdziwić, ale tak, jest to dla mnie ważne.
Byłego klienta czy byłego przyjaciela? – odważyłem się zapytać, bo od Cyryla nie powiewało jakimś dystansem czy zesztywnieniem, jakby temat był niewygodny.
Wolałbym, by nie łączono mnie z tą sprawą. Diego był przyjacielem kogoś z mojej rodziny, dlatego przyszedł do mnie. Chciałem mu odmówić, ale nie dał się spławić i był wypłacalny. Nagiąłem więc nieco mój prywatny, zawodowy kręgosłup i zgodziłem się.
Zatem pan wie, że jego żona nie żyje?
Oczywiście. – Położył jedną dłoń na swoim udzie, a drugą chwycił szklankę w dłoń. Napił się, co było oznaką, że z jakiegoś powodu zaschło mu w gardle.
Zdradzi mi pan dlaczego chciał się rozwieść? – podpytywałem, bo zapewne facet już się domyślił, że jestem dziennikarzem, bo przecież gdybym był policjantem, to już dawno pokazałbym mu blachę.
Nie chciał, to ona chciała. Niestety nie mogę udzielać informacji na takie tematy. Muszę być wierny moim klientom, nawet byłym. Obowiązuje mnie milczenie na temat spraw, z którymi do mnie przychodzą.
Rozumiem. – Wstałem i już miałem skierować się do wyjścia, ale w oczy rzuciła mi się gablota wypełniona alkoholami, z czego każdy miał swoją, najprawdopodobniej srebrną, tabliczkę. Były to nazwy, których wcześniej nie widziałem na oczy, a butelki od klasycznych z dodatkami jakieś drobnej biżuterii, po całe błyszczące, niczym kule dyskotekowe. Jedna nawet zamknięta była w klatce, a jej korek wykończony był kryształowym ptakiem, najprawdopodobniej gołębiem albo białym krukiem. Rzuciło mi się w oczy puste miejsce, przy którym napis głosił Diva. – Jednej brakuje – zagadnąłem.
Wiem. To była kolekcja mego ojca, ale kiedyś pokusiłem się o podprowadzenie dwóch butelek. Nie wiedziałem, że jedna z nich jest taka cenna. Po tym wydarzeniu wracałem do siebie kilka dni.
Aż tak mocno się pan upił? – zapytałem z rozbawieniem. Starałem się być miły i przejść z nim na stopę lekko kumpelską.
Nie, właściwie nie miałem kaca. Do dziś go nie miewam, ale dziś właściwie nie piję. Nie mam na to czasu.
Zatem wnioskuję, że wkurzył pan ojca, kradnąc mu wódkę za około milion polskich złotych.
Właśnie – odpowiedział, a ja zerknąłem przez ramie na jego uśmiech, który był naprawdę typowo hollywoodzki. – Nigdy wcześniej i nigdy później mnie tak nie sprał.
Mam panu współczuć? – zapytałem, bo było dla mnie nieco dziwne, że opowiada o tym z takim wyraźnym rozbawienie.
Czy ja wiem? Nie, raczej nie. Sam sobie byłem winny. Poza tym gdy wspominam czasy młodości czy czasy dzieciństwa, to choćby to był najgorszy moment, to i tak chciałbym do nich móc powrócić. Na nowo to samo przeżyć, znów pograć w piłkę z kumplami, podrywać pierwsze dziewczyny na furę wujka. Sam pan rozumie, w naszym wieku... pozostaje już tylko śmiać się z tego co za nami, bo nie mamy możliwości, by przeżyć to jeszcze raz.
Doskonale pana rozumiem. Naprawdę nie może mi pan powiedzieć dlaczego Karina chciała zakończyć swoje małżeństwo z Diego Alarconem?
Cyryl znowu się uśmiechnął, ale jakby mniej, nie tak szeroko. Przewrócił w uroczy, nieco chłopięcy sposób oczami, westchnął zrezygnowany i wypalił:
Jakby coś, to nie ode mnie pan to wie, panie dziennikarzu. Sprawa była z góry przegrana, bo Karina miała niepodważalne dowody.
Zdrady? – dopytywałem.
Grzelak pokręcił głową i wstał. Przeszedł na bok kanapy i przysiadł na podłokietniku.
Stosowania przemocy. Dokonała obdukcji.
Diego ją bił?
Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – To nie moja sprawa.
Ale pan ją prowadził. Chciał go pan bronić.
Chciałem czy nie chciałem, co to teraz za różnica? Nawet nie weszli do auli, progu sądu nie przekroczyli.
Jak to?
Tak to. Zmarnowałem czas. Czekałem na niego na korytarzu sądowym, a on z żoną zabawiał się w samochodzie na parkingu.
Wybaczyła mu? – zdziwiłem się. – Zmusił ją?
To już nie nasza sprawa. Moja na pewno nie.
Może potrzebowała pomocy, teraz już nie żyje...
Ja mam swój świat i swoje kredki, a pracę zostawiam za drzwiami gabinetu – wyjaśnił bez ostrości, choć wszedł mi w wypowiadane zdanie.
To była bita kobieta – odwoływałem się do jego sumienia.
Pobita – sprostował. – Raz. – Wyciągnął wskazujący palec, jakby wyliczał, choć tak właściwie nie miał co, skoro zakończył na razie. – O żadnym kolejnym nie słyszałem i na żaden kolejny dowodów nie było. I tak jak mówię, to nie była moja sprawa. Ja mam własną żonę i cudze mnie nie obchodzą, choćby były co dnia pięściami okładane. Taki zawód, nauczył mnie jak się znieczulać na krzywdy innych i zajmować się głównie własnym podwórkiem. – Znowu wzruszył ramionami. – Mam nadzieję, że tymi drobnymi informacjami jakoś panu pomogłem. Więcej naprawdę nie mogę powiedzieć. – Wstał i wyglądało tak, jakby chciał postąpić w moim kierunku, otworzyć przede mną drzwi i mnie wyprosić, ale ktoś go ubiegł.
Drzwi się otworzyły, a on ponownie przysiadł na podłokietniku.
Nie uwierzysz jakie były wyprzedaże w tej nowej galerii. Miesiąc temu ją otworzyli, a już takie pustki w niej, że musieli obniżki zaserwować – tłumaczyła chaotycznie, nieco rozgorączkowana, drobna, niska, ale niezwykle zgrabna i kobieca, opalona brunetka.
Ana, ja mam klienta. Przeszkadzasz mi w pracy – wytłumaczył, nawet nie wstając z miejsca.
Dzień dobry – zwróciła się do mnie ta pani. – Nie zauważyłam wcześniej – wyjaśniła w moim kierunku, zupełnie ignorując wcześniejsze zdanie swojego męża o tym, że mu przeszkadza i rzuciła kilka kolorowych toreb, zarówno tych takich zwyczajnych, jak i papierowych, na kanapę, którą jeszcze niedawno zajmowałem.
Jedna torba spadła, więc podszedłem, by ją podnieść i odłożyć do pozostałych. Podziękowała mi za to w dziwnym języku. Nieco zajeżdżało rosyjskim, ale jej spasibo, było raczej jak spasybi, albo coś podobnego.
Pozhaluysta. – Uśmiechnąłem się do niej, sprawdzając czy mnie zrozumie, ale jedynie się skrzywiła.
Pan powiedział proszę – wyjaśnił Cyryl.
A, proszę, czyli budʹ laska.
Mówi pani po ukraińsku – domyśliłem się i wypowiedziałem moje domysły na głos.
Taa – Cyryl teatralnie przeciągnął i westchnął. – Zazwyczaj z bratem, gdy chce mnie zdenerwować i nie chce bym cokolwiek zrozumiał. – Napełnił szklankę wodą ponownie, ale zamiast się napić, to wstał i objął żonę od tyłu. – A tyle razy mówiłem, jesteś w Polsce, to mów po polsku. – Nachylił się, by móc położyć brodę na jej ramieniu i dotknąć swoim zarostem jej policzka.
No nic, nie będę państwu przeszkadzał. Dziękuję jeszcze raz za te kilka słów o Diego.
Diego? – podłapała, ale przecież właśnie o to mi chodziło, w innym wypadku pożegnałbym się normalnym do widzenia i wyszedł.
Cyryl chyba się zdenerwował, bo przymknął oczy i do granic możliwości zacisnął szczęki.
Rozmawialiście o Alarconie? – Wymknęła się z objęć męża i odwróciła w jego stronę.
Nie twoja sprawa – syknął. – Wyjdź – polecił, podszedł do drzwi i dopiero po ich otwarciu dodał grzecznościowe – proszę.
Kobieta stała i chyba ani myślała postąpić choćby o krok.
Nie chcę się musieć powtarzać – zaznaczył ostrzej niż wcześniej, ale jednocześnie jakoś tak... leniwie. Słowami jej nie wypędził, wydawało mi się, że dokonał tego spojrzeniem. – Niech pan się czasami ugryzie w język, panie Marcinie – zwrócił się do mnie, zaraz po tym gdy jego żona opuściła gabinet. – Kobiety to delikatne stworzonka i z byle powodu cierpią na bezsenność, a przy tym i mężom spać nie dają. Czasami im mniej taka kobieta wie, tym lepiej jej mąż śpi – zażartował, a potem ponownie otworzył drzwi, tym razem niezwykle szeroko.
Zrozumiałem ten wymowny gest, pożegnałem się i wyszedłem. Gdy go mijałem, uśmiechnął się do mnie, znowu serdecznie, znowu w ten hollywoodzki sposób.

6 komentarzy:

  1. Pan dziennikarz, jak nazywał go Cyryl, wydaje mi się sprzeczną postacią. z jednej strony musi w nim coś być, skoro aż tak zainteresował się tą sprawą, tak... osobiście, a nie tylko zawodowo, jakby chciał, aby sprawiedliwości stała się zadość, jakby doszukał się czegoś dobrego w Diego, coś wyczuwał. z drugiej nie ma najmniejszego problemu z podsłuchiwaniem ludzi, a sprawa gwałtu wydaje się mu mniej istotna od rozwodu Diega. Nic z tego nie wywołało u niego nawet najmniejszej refleksji co naprawdę mnie dziwi. Swoją drogą, to jest po prostu... straszne, to, co zrobili. Ciekawe, co zrobi Izabela.
    Rozmowa między małzeństem opisana bardzo emocjonalnie,aż się zapominało na chwilę, że jest to oglądane przez telewizor, a nie na "zywo", że tak powiem. Później rpzejście było nieco gosze, bo mimo że bardzo dobrze, iz postawiłes na opis miejsca, to często pojawiały sie powtórzenia, i to nie tylko słowa "być", niektóre zdania były za długie, a i zauważyłam, że lubisz słowka "ten", "ta". Później zaś, kiedy pojawiła się rozmowa między dziennikarzem a Cyrylemn, znów było lepiej. Bardzo dobrze poprowadzona rozmowa, dosć ryzykownie, ale z widocznym skutkiem. Dobrze podszedł rpawnika, dzięki czemu ten powiedział zdecydowanie za duzo i zdecydowanie ciekawych rzeczy.Sprawa z rozwodem, a i ta smiercią zdecydowanie dziwna... może to nie Diego pobił żonę, tylko ktoś zupelnie inny? Ktoś, kto później ja zabił? Ciekawa sprawa.
    Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na rozdział numer siedemnaście ;)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, racja, że opisy to nie jest jakaś moja mocna strona, ale i tak jest już lepiej niż było kiedyś ;-) Póki co tworzę historię, postacie, fabułę tak by się jakoś kleiła, a betowaniem zajmę się później. Na chwilę obecną betuję z pomocą kilku osób "Świat Niemiłości", podrzucę ci PDF jak skończymy, to może w chwili wolnej zerkniesz.
      Myślę, że to jest przerażające co dzieje się z Malinowskim, ale w każdym z nas dzieje się to samo. Nie wiem czy oglądałaś "Chłopca w pasiastej piżamce", ale tam jest to idealnie pokazane, że inne dzieci to "sztuki" do zabicia, a syn Niemca, kogoś ważnego w obozie, który przez przypadek i pomyłkę zmarł jest równy wielkiej żałobie. U nas też tak jest - cudze dziecko umiera nawet zakatowane, a my nie płaczemy przed ekranem TV po nadaniu takiej wiadomości, ale jakby nasza siostra, brat, sąsiad, gdyby zmarło dziecko które znamy, to by nas to mocniej dotknęło. Tak samo jest z gwałtem, pobiciem. Cierpimy, gdy krzywda staje się komuś z kim mamy jakąś, choćby minimalną więź. Są wyjątki, są ludzie szczególnie empatyczni i wrażliwi, ale to... no to są wyjątki.
      Pobił żonę Diego - tyle mogę zdradzić, bo o tym będzie w kolejnym rozdziale, który właśnie tworzę.
      Wiem, wiem, ja 17 przeczytałem już, tylko... potem się wkurwiłem, bo zobaczyłem ile blogów się zamknęło i przez to zamknąłem komputer i nie skomentowałem ;-( Wrócę i skomentuję ;-)

      Usuń
  2. Zastanawiam się jak można wyprzeć z pamięci coś takiego jak zbiorowy gwałt, jakoś ciężko mi uwierzyć, że Aleksander tak po prostu wymazał z pamięci to co zrobili tej kobiecie. Szkoda mi Izy, nie chciałabym być na jej miejscu, biedna , teraz jej się wydaje, że wcale nie zna człowieka, który jest jej mężem, ojcem jej syna, pewnie w najczarniejszych wizjach nie przyszłoby jej do głowy, że facet z którym mieszka, sypia mógłby dopuścić się takiej strasznej rzeczy. Z jednej strony chce wiedzieć, jak do tego wszystkiego doszło, chciałaby zrozumieć, a z drugiej strony to chyba ją ta cała sytuacja przerosła, bo moim zdaniem nie da się takiego postępowania wytłumaczyć i zrozumieć.
    Znowu pojawił się wątek Divy, była wtedy kiedy we czterech dopuścili się gwałtu i jest teraz w domu Wasielewskich, nie wiadomo skąd. Myślałam, że to sprawka Diego, ale Cyryl też może mieć z tym coś wspólnego, to on ukradł ojcu Divę i schlał się z chłopakami, myślę, ze może być go stać na taki trunek. Tylko po co Cyryl podrzucałby ją Aleksowi i Izie?
    Nie rozumiem, jak Malinowski mógł uznać, że gwałt którego dokonali przed laty pseudo przyjaciele, może być mniej ważny od rozwodu Alarconów. Wydawało mi się do tej pory, że on ma jakieś uczucia, że jego to całe podsłuchiwanie i podglądanie Wasielewskich krępuje, zwłaszcza po tym jak bardzo współczuł Izabelli po tym jak Olek ją potraktował. Wydaje mi się, że można być mało empatycznym i nie przejąć się zbytnio informacją, że czterech pijanych i naćpanych gówniarzy, w imię chorej przyjaźni zgwałciło kobietę, której nie znamy i nie jest nam w żaden sposób bliska, ale bez przesady, uznać to za mało istotny incydent, takie nic, niezrozumiałe dla mnie.
    Zastanawiam się też jak Diego mógł nie poznać, starego przyjaciela, chodzi mi o Cyryla, kiedy przyszedł do niego w sprawie rozwodu, też wyparł to z pamięci, tak jak Olek gwałt, jakoś oni łatwo wymazują niektóre fakty z pamięci, czyżby było im tak wygodnie?
    Ciekawa jestem, czy Diego faktycznie pobił Karinę i dlatego żądała rozwodu. Wszystko na to wskazuje, że Diego to zrobił, przynajmniej tak wynika ze słów Cyryla, który widział obdukcję. Zastanawia mnie jaki mógł być powód dla którego Alarcon pobił żonę, co ona mu takiego zrobiła, czym mu podpadła, że tak ją potraktował. No i dlaczego Karina pogodziła się z Diego, z miłości wybaczyła, czy był jakiś inny powód.
    A i jeszcze tak mi na koniec przyszło do głowy, że Cyryl coś ukrywa, że nie powiedział Malinowskiemu nic ponadto, co sam chciał mu zdradzić, by nie wydać się podejrzanym, przynajmniej odniosłam takie wrażenie po reakcji Cyryla na zainteresowanie jego żony, na wzmiankę o Alarconie. Wydaje mi się, że to Cyryl rozdawał karty w tej rozgrywce, a nie Wojciech, tak poprowadził rozmowę z Malinowskim, żeby ten uznał go za miłego i otwartego i nie mającego nic do ukrycia faceta, tylko ta reakcja prawnika na wścibstwo żony, była moim zdaniem dość nerwowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta Diva widzę cię męczy. Koncentrujecie się wszyscy od razu na rozwiązaniu zagadki, a tak naprawdę to zagadka jest tłem tej opowieści, a prawdziwy jej motyw to jak kontakt normalnego, szarego człowieka z gangsterką może go odmienić. Malinowski szybko zauważy, że taki Aleks, Cyryl i Borys mają wszystko o czym on marzył, ale czego uczciwą pracą nie był w stanie zdobyć, bo był za mało obrotny, wybrał zły zawód, nie był tak śmiały w stosunku do kobiet... będzie widział wiele wad w sobie i wiele zalet w panach gangsterach.

      Usuń
  3. Aleks wyszedł ci tak, że jak dla mnie jest mega pociągający. To nie jest tak, że nie dostrzegam jego wad, ale po prostu równam go z bohaterem Migotki z "Pięknej i Bestii" czyli z Wiktorem, choć są inni, to jednak na swój sposób, pod pewnymi względami bardzo podobni.
    Podoba mi się Aleksa troska o żonę, choć nieco tutaj zakrawana jest o hipokryzję, gdyż on ją bije, policzkuje, a tu "wypij, będzie ci po tym lepiej usnąć".
    Podoba mi się wystrój ich mieszkania i to, że każdy twój bohater jest inny. Myślę, że pod względem tworzenia charakterów i indywidualnych języków postaci, to jesteś mistrzem, w sumie Migotka i Majka też. Myślę, że to jest niebywała i trudna do uzyskania sztuka, by każdy z bohaterów mówił, zachowywał się i żył po swojemu. Twoje postacie żyją, choć Aleksander jest nadal taki dziwnie wycofany, nieco nierealny, ale zobaczę jak to będzie dalej.
    Polubiłam za to Izę, za taką zwykłość, to typowa kobieta około czterdziestki i świetnie, bo rzadko też na blogach spotyka się tak starych bohaterów (40 lat to nie starość, ale chodzi mi o to, że piszą zazwyczaj młodzi ludzie, a oni stawiają na nastoletnich bohaterów).
    Polubiłam Cyryla za samo to kogo wybrałeś do jego roli. Już gdy zobaczyłam zdjęcie, to skojarzył mi się nie tylko z twoim Hektorem, ale przede wszystkim z moimi ukochanymi serialami hiszpańskimi, a więc też z rolami jakie grał, a w roli Diego i też Andreasa go uwielbiałam. Jednak odbiegając od Pedro Alonso jako Pedro Alonso, a przechodząc do Cyryla Grzelaka, to wydał mi się śliski i mam o nim zupełnie odmienne zdanie niż Wojtuś Malinowski. Żona też... czuję, że ta jego to akurat materialistka, ale on wydaje się tego nie zauważać i ją bardzo mocno kochać, a przynajmniej pozwól mi w to wierzyć, choć wątpię, że facet może nie dostrzegać tego, że kobieta, z którą się związał lubi wydawać jego pieniądze.
    Podoba mi się podejście Cyryla do jednego, do tego że nie pomaga na siłę. On mówi, że ma swoje życie i troszczy się najbardziej o swoich bliskich, a żony klientów ma gdzieś póki są wypłacalni ich mężowie - tak to interpretowałam, te jego słowa. Niby to egoistyczne, ale z drugiej strony bardzo ludzkie i jednak takie... zdystansowane podejście ma wiele zalet i jest z pewnością lepsze od wtrącania się w sprawy wszystkich a jednocześnie w zapominanie o własnych, a takich ludzi jest bardzo dużo i myślę, że Wojtek do tego należy.
    To, że Diego pobił Karinę... wydaje mi się, że mogło chodzić o kochanka i kochanek mógłby być motywem. Choć z drugiej strony - kto z kim przystaje, takim się staje, a on przystał do Aleksa, a Aleks... było już pokazane jak potrafi potraktować Izabellę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Aleks miał właśnie taki być, z jednej strony miał przyciągać, a z drugiej odstraszać. Gangster to mężczyzna, który może kobiecie zapewnić wiele wrażeń, jak to powie sam Malinowski "raz da przez łeb, a raz zabierze w podróż jachtem". To chore, ale niektóre kobiety to lubią i nigdy nie zrezygnowałyby z takiego Aleksa na rzecz np takiego Wojtusia. Ciekaw jestem kogo ty sama być wybrała, gdybyś miała do wyboru tylko tych dwóch panów.

      Usuń