niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 5 – Samotna kobieta z trójką dzieci (2)


To był mój koniec, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Jednak Iza odważyła się wyjść naprzeciw i stanąć między mną, a Olkiem. Przez chwilę bałem się jeszcze bardziej niż wcześniej, bo teraz bałem się też o nią albo, że go rozzłości na tyle, że nie śmierć będzie dla mnie najgorsza, ale to w jaki sposób ją wymierzy.
Odłóż to – zażądała, ale tak słabo, w sposób tak mocno przygaszony, że byłem pewny, iż on nic sobie z tego nawet nie zrobi.
Zaskoczył mnie. Odważyłem się na niego spojrzeć, a on spuścił głowę i powoli westchnął. Położył broń na blat komody, ale nie wypuścił jej tak od razu z rąk. Zdecydował się na wyjęcie magazynka.
Patrzyłem na to co wydarzy się dalej. Liczyłem na to, że coś powie, ale on bez słowa wyminął kobietę i wskazał dłonią pokój, sypialnię. Nie miałem z nim szans, pomimo że już nie miał pistoletu w ręce, więc mogłem tylko wykonać to o co mnie bezgłośnie prosił, albo raczej, bezgłośnie ode mnie wymagał.
Co chcesz zrobić? – zapytała Izabella, gdy ja przekraczałem próg.
Nawet na nią nie spojrzał, nie zamierzał też jej odpowiadać. Powtórzyła więc pytanie, a gdy ruszył za mną, to chwyciła męża jedną dłonią za nadgarstek, a drugą uwiesiła się na rękawie koszuli.
Nie wiem jakim cudem, ale niespodziewanie role się odwróciły. On jakoś się wyszarpnął i pochwycił ją za ramię. Ściskając uniósł do góry i wprowadził do pokoju, zmuszając mnie tym samym bym się do niego głębiej cofnął.
Siadaj – rozkazał.
Z początku sądziłem, że mówi do mnie, ale kiedy pchnął żonę na łóżko, ale nie na tyle mocno, by na nie upadła, tylko by na nim usiadła, to pojąłem, że chodziło mu o nią.
Kim pan jest? – zwrócił się do mnie.
Stałem na środku, a on przy drzwiach. Nie opierał się o nie. Był wyprostowany, a ręce wspierał na biodrach. Wyglądał trochę jak ochrona prestiżowego klubu, takiego gdzie koks sypie się po przekątnych, a barmani podają drinki z palemkami lub raczą cygarami kubańskimi przy zamówieniu whisky.
Dziennikarzem – odpowiedziała Iza, a mąż rzucił jej mordercze spojrzenie.
Ciebie pytałem?
Zapadło milczenie. Na moment spuściła wzrok, ale po chwili ponownie na niego zerknęła i znów uciekła spojrzeniem.
Teraz pytałem ciebie – objaśnił. Nagle wbił we mnie swoje granatowe oczy, które teraz wyglądały jakby grzmoty w moją stronę ciskały. – Nauczmy się na wstępie jednego. Niepytani milczą, a pytani odpowiadają.
A ty będziesz zadawał pytania?
Aleks spojrzał na żonę i na moment zamilkł. Lekko rozwarł wargi, jakby chciał coś powiedzieć, ale jednocześnie też jakby słów mu zabrakło. Najwidoczniej zaskoczyła go tym, że się wtrąciła.
Możesz ty zadawać pytania. Proszę bardzo. Ustąpię ci. – Uśmiechnął się cynicznie.
Znów zapanowało milczenie.
I co? Nic? Nagle nie masz niczego do powiedzenia? – dopytywał dalej.
Jestem dziennikarzem – wtrąciłem się. – Żona powiedziała panu prawdę.
Domyślam się, że nie przyszłoby jej do głowy, by mnie okłamać. Już kiedyś to przerabialiśmy – wyjawił. – Dziennikarzem z jakiego wydawnictwa? – dopytywał dalej.
Wolny strzelec.
Zaśmiał się.
Bezrobotny dziennikarz. Różni ludzie u mnie bywali, ale takiego nieudacznika, to jeszcze w tym domu nie gościłem.
Nie jestem bezrobotny. Wykładam.
Gdybym był choć trochę podobny do mojego byłego przyjaciela, do Diego, to odparłbym a ja nie tylko wykładam, ale także wkładam, każdej nocy. – W pewnym momencie spojrzał na żonę, nabrał powagi i zrobił coś co niezwykle mnie zaskoczyło, przeprosił ją za ten niesmaczny żart w jej towarzystwie.
Mów co chcesz – odparła jakoś tak obojętnie.
Chcę się dowiedzieć ile pan się dowiedział.
Ja?
Nie, ten co stoi za panem.
Przepraszam, ale celował pan do mnie z broni i się...
Nie bój się. W życiu zabiłem tylko cztery osoby. Pierwszym był typek, który co dnia znęcał się nad rodziną. Lał dzieci do krwi. – Uśmiechnął się smutno, z taką konsternacją. – Wywieźliśmy go z Kariną i chłopakami z dzielnicy do lasu. Założyliśmy worek na łeb, rozebraliśmy i strzelaliśmy ślepakami, petardami.
Zniesmaczył mnie tym wyznaniem, ale jednocześnie nie chciałem mu przerywać. Chciałem słuchać tej opowieści dalej.
Miał długi, więc myślał, że to ludzie od nich go złapali. Bał się i uciekał. Potknął się, wywalił, nadział na takie ułamane drzewo, gałąź zakopaną w ziemi... sam nie pamiętam co to było, ale coś tego typu. Wystraszyliśmy się i uciekliśmy, wcześniej sprzątając swoje zabawki. On jeszcze żył, jego oczy wołały pomocy, a ja zabierałem mu worek z głowy, by móc go spalić, by nie pozostawić na nim odcisków palców. Nie udzieliliśmy mu pomocy. Nauczka, którą chcieliśmy mu dać na całe życie, przemieniła się w ostatnią chwilę jego życia.
Zerknąłem na Izę. Nie wydawała się być zszokowana opowieścią męża, tak więc dotarło do mnie, iż już kiedyś musiała słyszeć tę historię.
A trzy kolejne osoby? – odważyłem się zapytać.
Jedną w samoobronie. Praliśmy się na remontowanym moście. Zdarzył się wypadek. Polecieliśmy obaj. Ja wypłynąłem. On nie. – Nagle się zamyślił, zmarszczył czoło. – Kiedyś kochałem samochody. Dużo jeździłem. Potrafiłem ostatnie pieniądze wydać na paliwo byleby się przejechać. Dziś już prawie wcale nie prowadzę. Unikam jak mogę. Zwłaszcza, jeśli miałbym kogoś wieźć. I tu nie chciałbym więcej mówić. Teraz pana kolej.
Co moja? Ja nigdy nikogo nie zabiłem.
Uśmiechnął się.
Czego pan od nas chce?
Chciałem tylko napisać reportaż. Dowiedzieć się dlaczego Diego Alarcon zabił swoją żonę.
I dowiedział się pan?
O gwałcie, powiedział mi o nim – skłamałem.
Powiedział?
Miał chwilę słabości – kłamałem dalej i starałem się być przekonywający. – Dowiedziałem się też o rozwodzie.
Rozwodzie?
Jego żona chciała rozwodu. Cyryl Grzelak miał być jego mecenasem, ale pogodzili się, wycofała wniosek.
Był pan już u Cyryla?
Tak. Sądziłem, że może on da mi odpowiedź co było powodem rozwodu. Myślałem, że zdrada, że się powieliła, Karina chciała odejść, a Diego wpadł w furie, ale... – Wzruszyłem ramionami.
Aleks podrapał się palcem wskazującym i kciukiem po brwiach. Wyglądało tak, jakby był załamany.
Dlaczego pan nie zostawi tej sprawy?
Sam nie wiem.
Poczucie misji? – zadrwił.
Nie, ale... ja wiem, że Diego tego nie zrobił.
Może nie był z panem do końca szczery?
To niemal pewne, ale... z opowieści, wspomnień, nie wygląda na typ mordercy.
A ja wyglądam?
Jeśli mam być szczery, to...
Nie musi pan. Może pan sobie darować. – Podszedł do łóżka i usiadł przy żonie. – Zawrzemy układ – zaproponował, oblizując dolną wargę niczym wampir, który ma na widoku smakowity kąsek. Nawet nie czekał na moją odpowiedź. – Ja powiem panu ile wiem. Będę z panem szczery w wielu sprawach. Jednak w tych które uznam za nieważne, pozostawię sobie możliwość odmowy. Pan jednak nie zepsuje mi reputacji, nie powie nikomu o gwałcie sprzed lat, ani o facecie co umarł w lesie. Zaufamy sobie nawzajem.
Dobrze – odpowiedziałem zaskoczony.
Nie powinno to pana dziwić. Ja też chcę znaleźć mordercę Kariny. Szukam go od lat, jego i nie tylko jego – wyznał i wstał. Wyjął z szafy, z górnej półki segregator. – Zrobię panu kopie tego co uznam za stosowne. Policja po całej linii spartoliła to śledztwo.
Ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Aleks zerknął więc na Izabellę.
To pewnie Nataniel – przemówił.
Mam wpuścić dziecko do domu gdzie broń leży na wierzchu? – zapytała.
Możesz ją schować – odpowiedział, już całkiem na nią nie patrząc. Zajęty był dokumentami. Wertował je. – Przejdziemy do dziennego pokoju. Tam mam komputer i drukarkę.
Poszedłem za nim. Ponownie usiadłem przy tym dużym, okrągłym stole i obserwowałem jak wyciąga laptopa z komody, a potem drukarkę ze skanerem i podpina wszystkie potrzebne kabelki. Bałem się przy nim odzywać, ale milczenie mi ciążyło.
Długo pan go szuka?
Od samego początku. Mów mi po imieniu.
Wojtek – przedstawiłem się.
Wiem, sprawdziłem kto odwiedza Diega w więzieniu.
Myślałem, że pan go nie lubi.
Lepiej, gdy tak myślą. Wtedy ze mną rozmawiają, wtedy mogę chodzić w niektóre miejsca i słuchać rozmów. Może kiedyś przewinie się w nich temat dziwki, która zostawiła mnie dla Hiszpana, albo tego Hiszpana, który ją zabił.
Pan... ty i Karina...
Dawno temu. – Przełknął głośno ślinę i zaczął skanować wyjęte z segregatora kartki. Nie drukował ich, najpierw zajmował się przerzucaniem na dysk, bo drukarka nie była taką, która miałaby tryb ksero. – Byliśmy sąsiadami. Ona i jej matka często u nas nocowały, gdy... – zamilkł, jakby go coś bolało.
Wiem, że jej ojciec był alkoholikiem.
Był też policjantem. Od takich się nie odchodzi. Za dużo znajomości. Zrobiłby z żony wariatkę, a córkę jej odebrał. Poza tym czasy komuny, kto się wtedy przejmował bitymi dziećmi i bitymi kobietami.
Dziwne, że pan się przejął – wymsknęło mi się.
Aleks uruchomił drukowanie i rzucił mi pytające spojrzenie.
To była jakaś sugestia? – zapytał.
Twoja żona ma siny policzek.
Siny policzek, a nie całe ciało w pręgach. – Oblizał usta. – To była wyższa konieczność, nie przyjemność.
Okazanie wyższości? – dopytywałem.
Bardziej troski. W życiu prawie każdego mężczyzny pojawia się taka sytuacja, gdy uderzając kobietę odbierze sobie przywilej nazywania się człowiekiem, ale ten medal ma też drugą stronę.
Jaką?
Czasami nie podnosząc tej ręki, odbiera sobie samemu zupełnie inne miano, okazuje się nic niewartym, obojętnym. Są uderzenia, za które należałoby wtrącać do celi bez wody, jedzenia i innych przywilejów, ale są też takie, które należy mężowi wybaczyć i przejść z nimi, jako z czymś co minęło, do porządku dziennego, a za niektóre to nawet wypadałoby podziękować. Nie lubię jak ktoś na siłę czyni z kobiet lalki z porcelany.
Lalki z porcelany?
Polityka naszych czasów. Nie jestem fanem przemocy, ale wiem też, że bez niej nie ma życia. – Poskładał dokumenty do kupy, wsunął je w foliową koszulkę i podał mi do ręki. – Zapoznasz się z tym, może dojdziesz do wniosków, których ja nie zauważam. Coraz częściej uważam, że ta sprawa jest przegrana dla kogoś kto nie ma dystansu, a ja go nie mam. Ty masz tę przewagę nade mną, że nie znasz ludzi, z którymi ja obcowałem lub nadal obcuję na co dzień.
Mogę zadać pytanie?
Możesz. – Usiadł przy stole, ale po chwili wstał i skierował swoje kroki w stronę drzwi. Uchylił je. – Izabello, mógłbym prosić o dwie herbaty? – Nie czekał na odpowiedź. Zamknął drzwi.
Był pan z Kariną, a potem...
Byłem z Kariną trzy razy. Pierwszy raz za istnego gówniarza, gdzie żadne z nas się nawet dobrze całować nie umiało. Później spróbowaliśmy już tak na poważnie, ale ja poszedłem do wojska. Wtedy powoływali każdego, a nie tak jak teraz. Przyjeżdżałem, pisałem, nagle przestała odpisywać, a potem okazało się, że jest w ciąży.
Franek jest pana synem?
Pokręcił głową w odpowiedzi.
Jedynie chrześniakiem. Wybaczyłem jej, nadal byliśmy przyjaciółmi, ale o związku zdawało się, że nie może być już mowy. Wypiliśmy gdy mały usnął i... – Znacząco się uśmiechnął. – Spróbowaliśmy ponownie, bo zazwyczaj dobrze się rozumieliśmy, znaliśmy od dziecka. – Odchylił się, by wygodniej oprzeć i skrzyżował ręce na piersi. – Długo to nie trwało, bo przylałem małemu za marudzenie i wieczorne fanaberie. To był powód do zerwania i definitywny koniec. Nie wyobrażałem sobie być z kobietą, która ma dziecko i nie móc go wychowywać po mojemu. Później trafiała na różnych typów, aż w końcu trafiła na Diego. Pamiętam, gdy go poznałem.
Aleksander opowiadał, a ja zasłuchałem się w tę opowieść i starałem się sobie dokładnie wyobrazić czasy młodości obydwóch panów, a właściwie to całej trójki, bo przecież i Karina była w tej opowieści obecna.
Oczami wyobraźni widziałem skromną kuchnie, niemodnie urządzoną i siedzącego w niej Olka. Pił herbatę i wyciągał jajko Kinder ze swojej torby, założonej na jedno ramie.
Miałeś nie kraść – powiedziała brunetka, opierając się o szafkę ze zlewozmywakiem.
Nie ukradłem tego.
Nie? – zdziwiła się.
Spokojnie pokręcił głową i oznajmił:
Za to zapłaciłem. – Wyjął kilka kolejnych, modnych w tamtych czasach czekoladek z ukrytą wewnątrz zabawką. – Te ukradłem – przyznał z łobuzerskim uśmiechem.
Nie chcę w moim domu kradzionych...
Nie daję ich tobie – oburzył się. – To dla Franka.
Aleks, staram się uczciwie żyć. – Wystrzeliła brwi do góry i spojrzała na zakurzony, wymagający odmalowania sufit. – Mam syna, chcę być jak najdalej od jakiś kradzieży.
Przecież nie wsadzą cię za przyjęcie czekoladek od złodzieja.
Opieka społeczna ciągle patrzy mi na ręce.
Bo zadawałaś się z nieodpowiednimi ludźmi – wytknął.
Bo chciałam sobie ułożyć życie. Nie wyszło. Co ze mną jest nie tak?
W jakim sensie? – dopytywał, bo czuł, że gubi wątek, przez to też marszczył czoło i mrużył oczy.
Mam pracę, gotuję obiady, wstaję co rano, by zająć się dzieckiem, staram się dbać o dom, jakikolwiek, by nie był, a jeden zostawił mnie dla pijącej nałogowo dziwki, a drugi... o drugim lepiej nie mówić. – Zagryzła zęby i nerwowo nimi zazgrzytała.
Drugiego ty zostawiłaś – raczył przypomnieć przyjaciółce Olek.
Podniósł rękę na mojego syna! – uniosła się.
To fakt – przyznał Aleks. – Niepodważalny, ale...
Nie mów nic więcej, bo tak jak wtedy wystawię cię za drzwi – zagroziła.
Rozumiem. – Uśmiechnął się skromnie i zrobił łyk herbaty z kubka z motywem gwiazdkowym, który przywodził na myśl zapach świeżego świerku oraz szeleszczący papier prezentowy. – Jeśli chcesz się mnie radzić, to... moim zdaniem za szybko szukasz. Ogarnij sama swoje życie, nie patrz na faceta. My zawsze zawodzimy, taka nasza natura.
Tak?
Tak. Miłość zawsze zawodzi, każda, bo jest inna niż wyobrażenia z młodości. Poza tym, jeśli teraz jest ci trudno, to z mężczyzną przy boku nie będzie prościej. Masz syna, masz dla kogo walczyć, jeśli nie chcesz dla siebie, choć prywatnie uważam, że każda kobieta powinna walczyć dla siebie, a nie walczyć o nic niewarty kawałek kości, zwany pospolicie fiutem.
Oj, masz zły dzień, wulgaryzmujesz – zaśmiała się.
Mówię jak jest. Mamy koniec dwudziestego wieku, a wy same ciągle zaniżacie swoją wartość, jakbyście bez męża nic nie znaczyły. Ciągłe polowania, chodzenie do dyskotek nie po to, by się pobawić, a by kogoś poderwać. W pewnym wieku, to już chyba tematów nie macie innych. – Podrapał się po głowie i znudzony ugiął rękę w łokciu i wsparł policzek na otwartej dłoni.
Czujesz się ponad tym?
Ja jestem ponad tym. Już dawno podjąłem decyzję.
A Dorota?
Przecież mówię, że podjąłem decyzję.
Zrywacie?
Nie. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Zaręczymy się i pobierzemy, ale przy lepszych okolicznościach. Najpierw musimy się odbić od dna.
Jest w ciąży?
Nie sądzę. – Zrobił zafrasowaną i lekko wystraszoną minę.
No nie patrz się tak! – krzyknęła. – Tylko pytam.
To teraz ja o coś zapytam. Masz na sobie męską bluzkę, w zlewozmywaku trzy głębokie talerze, a w twojej lodówce stoi zimne piwo.
Skąd wiesz co mam w lodówce!? – niemal krzyknęła.
Jak byłaś w pokoju, bo Franek cię zawołał, to... szukałem oranżady.
Karina przewróciła oczami, na co Aleks zareagował niemal natychmiast:
Zawsze mi mówiłaś, że mogę się tutaj czuć jak u siebie.
To było kiedy ze mną mieszkałeś.
A teraz kto z tobą mieszka?
Pomieszkuje – poprawiła.
Zamieniłaś dom w hotel? Uważaj, bo niesprawiedliwa łapa naszej polskiej skarbówki może cię dosięgnąć.
Żart ci się widzę zaostrzył.
A ty nadal zdolności do unikania odpowiedzi nie nabyłaś. Pytałem z kim mieszkasz? – przypomniał.
Mój pacjent się u mnie zatrzymał. Hiszpan.
Aleksander się zaśmiał.
Poważnie? – dopytywał i już po chwili nie musiał czekać na odpowiedź Kariny, bo szczupły, wysoki chłopak otworzył drzwi i stanął w progu kuchni.
Diego Alarcon był wtedy w samych granatowych slipach i skarpetkach, które pierwotnie miały biały kolor. Podszedł do lodówki i wyjął piwo.
Chcesz? – zapytał Aleksa, wcześniej nawet nie mówiąc mu cześć.
Nie – odmówił.
To nie, więcej dla mnie pozostanie – odparł, a następnie podszedł do Kariny, by stanąć dokładnie przed nią i otoczyć ją jednym ramieniem, w taki sposób, by poczuła się jak na uwięzi. Piwo już miał otwarte, więc wypił niemal połowę jednym duszkiem. – Co to za schadzki po nocach? – zapytał kobietę, patrząc jej głęboko w oczy. – Pytam, do cholery! – ryknął, uderzając puszką o zlewozmywak.
Huk jaki nastał, rozszedł się echem po niewielkim pomieszczeniu, a Aleks aż zatrząsł pod jego wpływem. Diego się zaśmiał i puścił do brunetki oczko, potem odwrócił się w stronę Wasielewskiego:
Hej, Kuba jestem – przywitał się jak należy, przedstawiając i wyciągając dłoń przed siebie.
Aleksander. – Nieco podniósł tyłek z taboretu i odwzajemnił uścisk. – Przedstawienie było zbędne – stwierdził na głos.
Nie bądźcie tacy sztywni. – Wychylił się do zlewu, po swojego Broka, by móc go dopić do końca, zgnieść puszkę i odstawić ją na bok.
W tym domu jest kosz – przypomniała ostro Karina.
Wiem, ale ty się skarbie opierasz, to...
To się mówi przepraszam i się przedszkolaczku wywala do śmieci – pouczyła, gdy Jakub wysuwał krzesło spod stołu i na nim zasiadał.
A nie podaje się kobiecie i mówi raz raz, wywal i przynieść nowe, trymigiem? – zapytał i zabawnie przy tym przyklasnął dłońmi i to kilkakrotnie.
Strzelę ci za moment w łeb – ledwie zagroziła, a już postąpiła krok do przodu i uderzyła niemocno, ale odczuwalnie otwartą dłonią w bok głowy mężczyzny. – Robotę miałeś znaleźć – przypomniała.
Aleksandrowi zachciało się śmiać, ale szybko zapanował nad tą reakcją i z poważną miną obserwował jak Diego bawi się zgniecioną puszką.
Nie miałbyś czegoś dla mnie? – zapytał Alarcon Wasielewskiego całkiem od niechcenia.
Coś by się znalazło – odpowiedział Olek i spotkał się z żywym zainteresowaniem Kariny na ten temat, oraz szybkim kręceniem głowy Diega, który był zaskoczony i wyraźnie nie miał ochoty udać się do żadnej pracy.
Poważnie? – dopytywała.
Twój kolega żartował – odpowiedział jej Kuba.
Wcale nie, naprawdę mógłbym zabrać Wesołka z sobą do firmy.
Jeśli chcesz bym dalej się weselił, to lepiej nie – wtrącił potencjalny przyszły pracownik, choć tych dwoje już go zupełnie nie słuchało i za niego ustalili, że następnego dnia będzie się musiał zerwać skoro świt i szorować na drugi koniec miasta, oczywiście na nogach, bo paliwo się skończyło, a forsa także już niemal całkiem stopniała. W końcu zrezygnowany uznał głośno, że skoro jutro ma tak rychło wstać, to teraz musi iść znowu spać i żadnego seksu nie będzie.
I co ty w nim widzisz? – zapytał Olek, zupełnie nie dowierzając w to co przed chwilą miał przed oczami.
Nic.
To po co z nim jesteś?
A jestem?
A nie? – dziwił się jeszcze bardziej.
Sama nie wiem. Przyplątał się, miał być jedną, góra dwie noce, a jakoś tak na dłużej został, ale... w końcu się, chyba, wyniesie.
Chyba – wychwycił i jawnie się zaśmiał.
Daj spokój. Na pewno z nim nie będę. To duże dziecko, on ciągle potrzebuje opieki. Załatwisz mu pracę, usamodzielni się, wynajmie coś i będzie sobie żył.
Bez opieki? – dopytywał Olek. – Przecież jej potrzebuje.
Karina rzuciła w niego ścierką.
To znajdzie sobie inną, która będzie się nim opiekowała.
Albo się zmieni – szepnął nieprzekonany, a potem przypomniał po co tak właściwie przyszedł i że będzie musiał się już zbierać, bo inaczej o szóstej rano będzie nieżywy.
Aleks wtedy wpadł do przyjaciółki, by pożyczyć nieco gotówki, bo jego dziadek wszystko przepił z kolegami, a babcia martwiła się nieopłaconymi rachunkami, które już były którymś z kolei ponagleniem.
Nie byłeś zazdrosny? – zapytałem, a potem spojrzałem na drzwi i tym też przywołałem Aleksa, by powrócił do rzeczywistości.
Izabella wniosła na drewnianej tacy dwie herbaty, cukier i cytrynę. Obie były w standardowych szklankach, wciśniętych w wiklinowe koszyczki.
Dziękuję – szepnął, odprowadzając ją wzrokiem.
Wyszła bez słowa, a on wyznał:
Nie. Odczuwałem coś, ale to nie była zazdrość. Ja i Karina jedynie doskonale się dogadywaliśmy na relacji przyjacielskiej, czysto przyjacielskiej. Chęć prowadzenia wspólnych rozmów i poznawanie wzajemnie swoich poglądów, pomyliliśmy z czymś co mogłoby przerodzić się w miłość. Nigdy jednak nie byliśmy w swoim typie, nawet fizycznie.
Tu musiałem przyznać mu rację. Jego obecna żona, a była dziewczyna znacznie się od siebie różniły. Właściwie to były zupełnie inne. Karina była wysoka i chuda, a Izę jednak miał za co złapać.
Przede wszystkim u Kariny zawsze było dużo ludzi – wyznał nagle. – Lubiła się bawić, rozmawiać, pić z kimś kawę. Nie umiała być sama i tak po prostu zająć się dzieckiem. Kiedy miała wolne, to zawsze dzwoniła po koleżanki, gdy sama była wolna, to sprowadzała do siebie kolegów, którzy sprowadzali kolegów. Franek wychowywał się pośród kieliszków, piw, tańców, gry w karty. Nie mówię, że była złą matką. Mały był zawsze zadbany. Zdarzało się, że skakał nagi i brudny od czekolady po łóżku w rytm muzyki disco-polo, ale nie działa mu się krzywda, był uśmiechnięty, beztroski. Tylko po prostu... między nami, Karina nigdy nie chciała mieć dzieci, dlatego też nie miała ich z Diego.
A to nie dlatego, że miał HIV?
Co? – Aleksander omal nie popluł się herbatą, którą właśnie kosztował.
A nie miał HIV?
Nie, przynajmniej mnie nic o tym nie wiadomo.
To po co był w szpitalu? On i Karina poznali się w szpitalu.
Tak, ale on tam był z innego powodu. Nie pamiętam jak nazywał się dokładnie jego przypadek, ale był tam z powodu jelit.
Powiedział, że choroba uniemożliwiała mu zabawę, kontakty z kobietami. Zrozumiałem to jednoznacznie jako jakiś wirus.
Rozumiem, pewnie też to byłoby pierwsze o czym bym pomyślał. Jednak jemu chodziło o to, że miał problem z utrzymaniem stolca i żylaki w odbycie, potem nosił taką aparaturę na brzuchu dłuższy czas, później mu łączyli jelito, bo jakiś fragment wcześniej mu wycieli. Przeszedł dużo operacji. Pielęgniarce było łatwiej, nie brzydził ją ten widok, miała podobne na co dzień. Więc startując do niej nie musiał jej niczego wyjaśniać, ona od początku wiedziała.
Teraz rozumiem – przyznałem. – Tobie i Karinie się nie powiodło, bo ona lubiła się bawić, a ty jesteś raczej domatorem. Diego lubił się bawić podobnie jak ona, więc mieli jakąś nić porozumienia.
Powiedzmy, że wolę spacery po parku i pikniki rodzinne, niż głośne kluby – sprostował Olek. – Iza jednak zaimponowała mi tym, że ona nikogo nie szukała. Wręcz przeciwnie. Nie chciała w swoim życiu żadnego mężczyzny więcej.
Poprzednie związki aż tak jej dały w kość?
Można tak powiedzieć – przyznał z niewyraźną miną. – Mama pomogła jej wychować córkę, miała ją panną, chłopak był na tyle niewypałem, że nawet nie dała małej jego nazwiska. Łatwiej było uzyskać skąpą pomoc od państwa, niżeli liczyć na to, że on wypłaci choć grosz alimentów.
Jednak związała się ponownie, z panem – podpowiedziałem, by pociągnąć go dalej za język.
Przede mną był jeszcze mąż i ojciec jej dwóch synów. Pracoholik, dom go raczej nie interesował. Lubił się chwalić, imponować innym. Jak na mój gust to dziwny człowiek. Ponoć kiedyś taki nie był, ale pieniądze go zmieniły. Spotkałem go w życiu kilka razy, nie chciałbym spotkać kolejny, bo szczerze, to mam żądzę mordu na jego widok i to taką ze szczególnym okrucieństwem.
Aż tak ją skrzywdził? – podpytywałem.
Nie chodzi mi o nią. Ona była dorosła, podniosłaby się, jest odpowiedzialna sama za siebie. On jednak nie był odpowiedzialny za własne dzieci.
Ty jesteś za cudze?
Odjąłbym sobie, gdybym musiał, by tylko im dać. On nie byłby w stanie im nic dać, nawet gdyby nie musiał sobie odejmować. Myślę, że już to czyni mnie od niego znacznie lepszym człowiekiem.
Jak tak o nim mówisz, to dziwię się, że ten facet jeszcze żyje.
Tak między nami, to Diego chciał go zabić. – Przycisnął palec wskazujący do ust.
Jak to?
Zamknął go w garażu, konkretnie to w podziemiach garażu na, chyba, trzy dni i trzy noce. Potem kroplówka postawiła go na nogi, ale nie wiem, nie było mnie wtedy w kraju.
Mówisz poważnie?
Mogę nawet przysiąc – zapewnił. – Diego, podobnie jak ja, nie mógł patrzeć na krzywdę dzieci. W pewnym sensie nasze historie są podobne. I jego i mnie wychowywała samotna kobieta. Tylko mojej matce szybko się znudziło. Uznała, że jest za młoda i zostawiła mnie u dziadków. Jego matka zmarła na raka. Już gdy chorowała, to on był w domu dziecka. Nie mieli innej rodziny, tylko siebie nawzajem. Ojciec go nie chciał, miał żonę. Gdy okazało się, że żona nie może mieć dzieci, to przyjechał po chłopca, by ten robił za pupilka jego kobiety. On z własnym ojcem nawet nie mógł porozmawiać. Jeden nie mówił po polsku, a drugi nie znał hiszpańskiego. Nigdy żaden z nich nie wykazał się chęcią, by się nauczyć.
A żona jego ojca?
Poszła na kurs polskiego. Stroiła go pod kolor swoich sukienek i prowadziła na bankiety, wypady z koleżankami, a nawet do solarium, by wyglądał jak Hiszpan, jak jej dziecko, a nie jak blady Polaczek. Nauczyła go posługiwać się sztućcami, zamawiać w restauracjach najdroższe dania, zmusiła, by pokochał smak wina, bo przecież nie wypada pić czegoś innego do tak wytrawnych potraw. Uczyniła z niego alkoholika zanim uzyskał pełnoletność.
Poważnie.
Nie wiem, ale skoro codziennie jadali w restauracjach, to i codziennie pił to wino, a nie miał wtedy więcej niż dwanaście lat. Wyciągam tylko daleko idące wnioski.
Zaśmiałem się, gdy usłyszałem taką odpowiedź, bo nie spodziewałem się po Olku takiego wisielczego humoru.
Powracając jednak do ciebie i twojej żony...
Moja żona nie zabiła Kariny – przerwał mi.
Nawet o tym nie pomyślałem.
Po co więc o nią pytasz? Nie ma związku ze sprawą.
Jestem ciekaw.
Czego takiego jesteś ciekaw? – dopytywał.
Skoro nie chciała z nikim więcej się wiązać, to jakim cudem została twoją żoną?
Bo zanim zostałem jej mężem, to stałem się jej przyjacielem – odpowiedział. – W pewnym wieku kobiety myślą inaczej, dojrzalej. Nagle ważniejszym dla nich się staje fakt, że mogą na kogoś liczyć, że ich dzieci mają w kimś oparcie, niż przystojna twarz i fajerwerki w łóżku.
Nie uważasz siebie za przystojnego?
Nie, a jestem? – zdziwił się.
I co mu miałem odpowiedzieć? Że gdybym ja tak wyglądał, to już pewnie dawno nie byłbym kawalerem? Wyśmiałby mnie, więc zdecydowałem się jedynie na:
Nie mnie to oceniać. Kobiety by się musiał pan zapytać.
Zapytam. Może nawet się zdecyduję na przeprowadzenie ankiety – ponownie zażartował.