sobota, 17 września 2016

Rozdział 5 – Samotna kobieta z trójką dzieci (3)


Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że nie ma w naszym życiu ludzi, którzy by niczego do niego nie wnieśli. Pijany bezdomny śpiący na ławce, zaniedbana, zmęczona kobieta ciągnąca za sobą kilkulatka, wymuskana, wymalowana lala z telefonem w dłoni – to są obrazy, które zapisują się w naszej pamięci i są przez nas interpretowane na dowolny sposób, nasz własny. Dostajemy od tych ludzi tak wiele, że nie jesteśmy w stanie tego zauważyć, bo te podarki są zbyt częste. A teraz wystarczy chwilę przemyśleć sprawę i zastanowić się, by dojść do wniosku, że skoro od obcych dostajemy tak wiele, to ile otrzymujemy od ludzi nam bliższych, choćby odrobinkę, tych z którymi przebywamy?
Nie chciałem tego wszystkiego. Nie chciałem w to tak mocno wsiąknąć. Miałem tylko rozwikłać tajemnicę Diego Alarcona. Dowiedzieć się dlaczego mężczyzna zabił swoją żonę i jaki był motyw jego działania. Otrzymałem o wiele więcej niż odpowiedzi na te pytania. Pierwszym moim przystankiem i jednocześnie punktem zaczepienia był Aleksander Wasielewski. To od niego otrzymałem, przede wszystkim, wiedzę o przeszłości, ale nie tylko. Poznawałem go po trochu, uczestniczyłem w jego życiu i to nie tylko tym śledzonym przez zamontowane w jego życiu kamery.
Zamontowanie tych kamer nie było wcale takie trudne. Wystarczyło wyhaczyć moment, gdy ani Izabelli, ani Olka nie będzie w domu. W tym czasie dzieci zazwyczaj bywały w szkole i przedszkolu. Nataniel zostawiał klucze w plecaku, a plecak w szatni, gdy szli wraz z W-F-istą na boisko. Szatnia posiadała okratowane okna i mocny zamek w drzwiach, ale przecież nikt go nie zamykał, bo dzieciaki co rusz kręciły się po picie, a te co miały zwolnienie, w tej szatni przesiadywały bez żadnej opieki. Wystarczyło, że dowiedziałem się, który z tych chłopców jest przeziębiony, a on za drobną opłatą przyniósł mi klucze Nataniela Urbaniaka. Odbiłem je w pobliskim zakładzie ślusarskim i kazałem dzieciakowi podłożyć je z powrotem. Potem ponownie zaangażowałem we wszystko Aleksandrę Krymską i w ten oto sposób w mieszkaniu Wasielewskich roiło się od dobrze ukrytych kamer, na które jednak sporo się wykosztowałem. Zrobiłem to, bo od początku sądziłem, że Olek nie jest ze mną szczery, a nawet obawiałem się, że czyha na moje życie, bo w końcu mierzył do mnie z broni. Jego szczerość i otwartość nie była czymś normalnym. Nie potrafiłem mu zaufać.
Powracając jednak do głównego tematu, mówiącego o tym, że od każdego człowieka coś otrzymujemy i od Aleksa dostałem coś więcej niż wiedzę o przeszłości, to chyba wypadałoby wspomnieć, że, między innymi, dowiedziałem się od niego jak mocno można kochać. Tak, nie pomyliłem się, ja naprawdę napisałem kochać.
To co łączyło Izabellę i Aleksandra, było dziwnym rodzajem miłości, takiej świadomej tolerancji, subtelnej namiętności i bardzo głębokim, wzajemnym zaufaniem, co z kolei czyniło z Izy skarbnicę wiedzy na temat męża. Kiedy się ich obserwowało, to nie trzeba było zadawać sobie pytań Czy ona wie z kim się związała? Czy domyśla się, że jej mąż jest gangsterem?. Ona miała tego świadomość i wydaję mi się, że dosięgnęła jej na długo przed ślubem. Choć być może, na początku, okłamywała samą siebie, tak jak i ja. W końcu sam długi czas nie chciałem widzieć w Wasielewskim mafiozy.
Aleks wyglądał, ubierał się, chodził, strzelał i był pewien siebie jak gangster, a pomimo tego ja oddalałem od siebie myśl, że to może być prawda. Przekonywałem samego siebie, że to zwyczajny, najzwyklejszy człowiek, który po prostu lubi nosić się w kamizelce i preferuje bardziej taki strój niżeli dres czy tandetne polówki. Kiedy widziałem jak przelicza grube pieniądze i wkłada je do kopert, wmawiałem sobie, że liczy wypłaty, płaci podatki. Gdy dawał na moich oczach żonie biżuterię albo zamieniał telefony chłopców na nowszy model, to zamydlałem sobie oczy tym, że może jego klub dobrze prosperuje. Prosperował, ale legalny to on był tylko z nazwy. Mianowicie, miał rejestracje i numery PKB, ale nic poza tym. To nie tak, że go nie było. On istniał! Podawano tam wszystko, od zwykłego piwa, poprzez najdroższe drinki, aż na nieletnich dziewczynkach poprzestając. Właściwie to one podawały się same, pokoje na górze zapewniały im namiastkę dyskrecji, a barmani i ochrona stojąca na bramce, jak i ta w lokalu, dawała tym, jeszcze dzieciom, złudne poczucie bezpieczeństwa.
Pewnego razu tam zawitałem. Usiadłem przy barze i czekałem aż zostanę obsłużony. Niespodziewanie Olek znalazł się przy moim boku. Zaskoczył mnie, bo właśnie rozglądałem się po wnętrzu. Nie było nowoczesne, właściwie to był to styl retro, jak cały ten człowiek. Światła były jedynie czerwone i zielone, ale padały tylko na parkiet, który oddzielony był od pozostałych pomieszczeń dźwiękoszczelną szybą. Nawet ta szyba nie była nowoczesna, bo miała drewniane ramy, jakby okienne. Lorze zastąpione były nienaturalnie wielkimi, drewnianymi beczkami. W każdej z nich dało się siedzieć, a na środku zawsze znajdował się podniszczony, okrągły stolik. Hokery też były jak pubowe, okrągłe, pokryte skórą, na drewnianych nogach i bez oparcia. Bar wykonany z cegły, niepodświetlany, wyniszczony, porysowany, pełen wyżłobionych kluczami podpisów.
Podoba ci się? – zapytał nagle i wtedy właśnie mnie przestraszył samą swoją obecnością.
Taka luksusowa melina – odpowiedziałem szczerze, a jednocześnie nie chcąc go obrazić.
Tak miało być – odparł i zamówił dla nas czystą w butelce.
Kieliszki nie były małe, właściwie to rozmiarami przypominały niemal literatki, czyli były dokładnie takie jak szklanki, w których znajdował się sok na popitkę. Nie przytaknąłem ani nie zaprotestowałem. Aleks sam wszystko ponapełniał.
Zdrowie wasze, gardło nasze – powiedział i napił się, specyficznie, najpierw łyk soku pomarańczowego, a potem popił go wódką z lodem.
Było mi niedobrze od samego patrzenia, ale poszedłem za jego przykładem, z tą różnicą, że ja potem ponownie chwyciłem za szklankę z sokiem, a po jej opróżnieniu, napełniłem ją po raz kolejny, bo tak niemiłosiernie mnie w przełyku paliło, że nie umiałem tego znieść z kamienną twarzą.
Lata wprawy – powiedział jakby na pocieszenie i poklepał mnie przy tym po plecach jak starego kumpla.
Pijesz aż tak często, że się wprawiłeś?
A myślisz, że dlaczego chodzę na piechotę? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Przyszedłeś tu z jakiegoś konkretnego powodu czy chciałeś się rozejrzeć, bo wciąż mnie podejrzewasz?
Zerknąłem na niego, a potem spuściłem wzrok. Bałem się z nim mierzyć, a on wcale tego nie wymagał, odwrócił się tyłem do baru, podparł o niego łokciami i zajął obserwacją parkietu.
Mierzyłeś do mnie – przypomniałem.
Zdenerwowałeś mi żonę – odparł, jakby to było usprawiedliwienie. – Zastałem cię po raz drugi w moim domu, wcześniej była u mnie dziewczyna, która nie była z administracji. Domyślam się, że to ty ją nasłałeś. Ja chciałem tylko chronić moją rodzinę i miałem do tego prawo.
Zależy ci na nich – zauważyłem, wbijając wzrok w jego podbródek, który specyficznie zadrgał, tak jak zazwyczaj drga ludziom podczas wzruszenia. – Zależy ci na nich wszystkich.
Wpadłeś wypić i potańczyć czy dowiedziałeś się czegoś o śmierci Kariny? Przejrzałeś te dokumenty, które ci dałem?
Zajrzałem do nich, czytałem je. Szczególnie zainteresowało mnie to, że Diego leczył się w Polsce na stomię, a przecież nie mamy tutaj ani świetnych lekarzy, ani żadnych specjalistycznych klinik, a już zwłaszcza w tym mieście.
Wiem. Długi czas podejrzewałem go o to, że specjalnie wybrał ten szpital, w którym pracowała Karina.
Podejrzewałeś?
Aleks dziwnie się zasępił, nieco zmieszał i wyglądał tak jakby rozważał czy powiedzieć mi coś jeszcze. W końcu wstał i rzucił do mnie zwykłym:
Chodź.
Poprowadził mnie aż za bar, a potem skręciliśmy i weszliśmy między zwisające z futryny koraliki. Schody prowadzące do góry, na poddasze, były kręte i drewniane. Skrzypiały przy każdym naszym kroku. Olek otworzył przede mną drzwi i pokazał mi swoje biuro. Przez lustro weneckie, które od strony parkietu odbijało światło, mógł obserwować co działo się w klubie, siedząc spokojnie w fotelu dyrektorskim. Tym razem też w nim zasiadł, otworzył szufladę i wyjął z niej kasetkę. Kluczyk nosił na łańcuszku i miał go ciągle przy sobie. Położył odznakę na blat biurka.
Przerwałem plastyczne liceum i wyjechałem do Francji. Tam skończyłem szkołę.
Zostałeś policjantem? – nie dowierzałem.
Nabrał powietrza i wypuścił je bardzo powoli.
Nigdy nie przestałem nim być. Nie wylali mnie, ani nic z tych rzeczy. Sam przeszedłem na drugą stronę barykady. Zrozumiałem, że będąc po tej, powszechnie uważanej za złą, stronie, robi się dokładnie to samo, tyle że więcej zarabia.
Trzymałem odznakę w dłoni, oglądałem ją z każdej możliwej strony i ciągle nie mogłem w to uwierzyć.
A więc jesteś gliną!? – niemal wykrzyknąłem.
Ciszej – syknął, jakby się tego wstydził. – Przed laty dostałem zadanie, a właściwie sam się do niego pchałem. Chciałem wylądować ponownie w Polsce, by chronić Karinę.
Chciałeś ją chronić przed Diego?
Właśnie. Rozstaliśmy się w gniewie, ale to nie wymazywało wspólnych lat, pewnej relacji, takiego braterstwa. Rozumiesz?
Nie do końca, bo mówisz o braterstwie w stosunku do byłej dziewczyny, której każdy kolejny związek prześwietlałeś.
Trafiała na złych typów, a ja nie chciałem, by coś zagrażało jej albo Frankowi.
Diego i jego pojawienie się z taką chorobą i z takim majątkiem...
Nie miałem pojęcia o jego majątku. Nie prześwietliłem go aż tak dokładnie. Dla mnie po prostu było dziwne, że Hiszpan przyjeżdża się leczyć do Polski i wybiera akurat ten szpital, wcześniej zwiedzając kilkanaście innych w różnych miastach.
Jakby czegoś szukał – wywnioskowałem.
Dokładnie. Szukał i znalazł. Szukał Kariny, albo szukał czegoś innego, ale znalazł ją i przez to przestał szukać, bo za bardzo zawróciła mu w głowie. Sam oceń, która wersja jest bardziej prawdopodobna. – Złączył opuszki palców dłoni i wyglądał jakby się namyślał.
Zbliżyłeś się więc do Diego, by chronić Karinę.
Tak, a potem odsunięto mnie od sprawy, bo razem z Diego wylądowałem w fabryce, którą miałem prześwietlić.
To chyba dobrze, że tam byłeś. Idealna wtyczka.
Tak, dopóki moja siostra nie zaczęła sypiać z synem szefa – zakpił.
Twoja siostra?
Pojawienie się Joany wszystko skomplikowało. Nie wiedziała jaki mam zawód, nikt nie wiedział, bo dobrze się ukrywałem. Awantury w domu, wynajmowanie mieszkania, wzięcie jej do siebie. Przyjechała do Polski, bo ojciec zmarł, a matka nigdy nie nadawała się do tego, by być matką. Podjęła pracę jako osoba nieletnia. Szybko awansowała.
Jak sam powiedziałeś, sypiała z synem szefa – przypomniałem.
Właśnie tak. Prędko rzuciło mi się w oczy, że to ten syn jest problemem, a nie szef. Prześwietlali starego z każdej strony, każdy jego biznes, a wystarczyło sprawdzić te firmy, w których akurat przebywał jego syn.
Czym się zajmował?
To zależy od firmy. W tej, w której ja byłem zatrudniony, to przewoził narkotyki przez granice. Firma była odzieżowa. Namoczona kokaina, destylacja, wsiąkanie w ubrania, późniejsze odzyskiwanie tego na przykład w Niemczech i we Francji. W jeżdżących chłodniach potrafił przewozić uchodźców. Był też handel niechcianymi dziećmi, szły na pedofilię, głównie niemiecką, podobnie jak młode dziewczyny trafiały do tamtejszych burdeli. Była też nielegalna broń.
Cała kartoteka.
Tak, ale niczego mu nie udowodnisz.
Nie postawiono mu zarzutów? – zdziwiłem się.
Miałem wsadzić za kratki własnego szwagra?
Szwagra? – zapytałem i wtedy mnie olśniło. – Powiedziałeś, że twoja siostra ma na imię Joana?
Dokładnie tak powiedziałem.
Jej mężem jest Cyryl Grzelak? – zapytałem.
Tak, ten sam, do którego zapałałeś sympatią.
Wydawał się miły i...
Oni zawsze się tacy wydają.
Oni?
Prawnicy. Bronią gangsterów, gwałcicieli, pedofilów. To już przeczy ich moralności, a więc dzieli ich tylko cienka linia, którą nie problem przekroczyć, by znaleźć się po drugie stronie i samemu popełnić przestępstwo.
Podobnie ma policjant – spostrzegłem.
Dokładnie tak. Mieliśmy na swoich usługach też dobrego chemika, przyszłego lekarza. To czyniło z nas mocną grupę. Ja dawałem cynki i posadziłem niejednego niewinnego podrzucając mu towar, klucze i inne takie. Zabierałem też niejednemu alibi. Borys wytwarzał to co szło na handel. Cyryl załatwiał temu transport.
Czym zajmował się Diego?
Długi czas niczym, ale w końcu ułatwił nam wejście na hiszpański i włoski rynek. To cała historia, a teraz mógłbym cię zabić, bo w końcu zdradziłem ci ładny kawał mojego życia i to ten, z którego nie jestem dumny, ale...
Ale to się nie pokrywa! – chciałem wykrzyknąć. Nie pasowały mi daty. Moment, w którym Diego rozpoczął z Aleksem pracę w firmie produkującej odzież i obuwie, z tym, że ich drogi na jakiś czas się rozeszły i po tym wszystkim Diego Cyryla nawet nie rozpoznał. W międzyczasie Cyryl zdążył się ożenić, Aleks rozstać, Borys ukończyć studia medyczne.
Wiem co ci chodzi po głowie. Podzieliliśmy się po dwóch. Mnie odsunięto od sprawy przez to, że siostra podjęła się romansu z młodym Grzelakiem i nawet argumentem siły nie dało się jej przemówić do rozsądku. Trzymałem się więc Diego i Kariny, by dalej ją chronić. Borys zaczął się trzymać Cyryla i potem, gdy przyszedł czas na jego studia, to stał się jego współlokatorem. Po jednym incydencie nasze drogi tak właśnie się podzieliły. Po latach zeszły. To po latach zaczęliśmy na tych wałkach i przestępstwach robić dobre pieniądze. Znudziło mi się bycie gliniarzem.
Na rzecz bycia gangsterem – dopełniłem jego wypowiedź.
Do tego wiodły mnie wszystkie drogi. Na mojej dzielnicy nie miałem szans na dalszą edukację. Podjąłem się jej, ale poległbym przez liczne nieobecności, a tych nie mogłem zlikwidować, bo nie mogłem zwolnić się z pracy. Pracować mogłem jako bramkarz i przepuszczać przez swoje palce dilerów lub ich towar, by coś więcej zarobić lub zostać kierowcą ciężarówki i wozić towar pod podłogą, by coś więcej zarobić. To były jedyne drogi do tego, by dojść do jakichś wartościowych pieniędzy.
Wybrałeś wyjazd.
Tak – przyznał. – Wyjechałem, zostałem policjantem i co z tego miałem? Babka nie dawała rady z zadłużeniami, dziadek wszystko przepijał, groziła nam eksmisja. Miałem sentyment do tego miejsca, nie chciałem się go pozbywać.
I teraz tam mieszkasz.
Ale nie dzięki pracy w policji. To co zarobiłem uczciwie przez całe życie, w nieuczciwy sposób wyrabiałem w kilka miesięcy. To była chłodna kalkulacja dzieciaka, który poszedł za złym przykładem.
Nie wyglądasz jakbyś żałował – zauważyłem. Stałem się bardziej śmiały. Nie bałem się już go, choć wiedziałem, że w każdej chwili może mnie zabić. Jego wygadanie jednak świadczyło o tym, że liczył w jakiś dziwny sposób na mnie i moją pomoc, a nie na to, że opowie mi historię swojego życia, a potem będzie musiał grzebać trupa w pobliskim lesie.
Karina nie żyje, Franek został sierotą, bo matkę pochował, a ojca mu zamknęli, ja straciłem pierwszą żonę i dziecko. Kogo mam za to winić? Siebie, swoje wybory? Chcę wiedzieć. Po prostu chcę, kurwa, wiedzieć kto jest winny temu wszystkiemu i nie zważam przy tym na koszty. Mogę iść potem nawet na dożywocie, ale najpierw zabiję tego kto zabił, bądź zniszczył mi bliskich.
Teraz dokładnie widziałem jego motywy. Określił się okrutnie dosłownie. On chciał zemsty. Nie chciał widzieć mordercy Kariny za kratkami. On chciał znęcania, tortur i widziałem to w jego oczach. Szybko też przekonałem się o tym, że nie tylko w takich sytuacjach Aleks kieruje się przysłowiem Oko za oko, ząb za ząb.
Po tym spotkaniu postanowiłem powrócić do domu. Z jednej strony się nie obawiałem, że coś mi się stanie, bo przecież to były tylko słowa. Nie miałem żadnych konkretnych dat ani żadnych dowodów, więc Olek nie miał powodów, pomimo swojej wylewności, by mnie likwidować. Z drugiej jednak strony czułem się nieustannie obserwowany. Popadałem w paranoję. Ciągle oglądałem się za siebie, a śmiertelnie wystraszyć był mnie w stanie nawet przebiegający mi drogę, czarny kot.
W nocy nie byłem w stanie spać. Kładłem się nad ranem i po godzinie lub dwóch, gdy tylko widziałem przed oczami Aleksandra Wasielewskiego z wycelowaną we mnie spluwą, to od razu się budziłem. Przez to wszystko już zaplanowałem, że odwołam zajęcia, że udam chorego i pójdę na jakieś zwolnienie, bo nie byłem w stanie niczego wyłożyć, a nawet zrobienie śniadania, które było proste jak konstrukcja cepa, ograniczało się dla mnie do suchej bułki i zimnej kiełbasy z chrzanem.
Tamtego dnia, jak niemal każdego, włączyłem telewizor. Podglądanie Wasielewskich stało się już moją rutyną. Byłem jak te kury domowe co każdego dnia, o konkretnych godzinach, zasiadały przed ulubionym serialem. Tyle, że to do czego ja miałem wgląd wcale nie było jakąś ekranizacją i reżyserką. To było życie, autentyczne życie.
Obserwowałem więc jak Aleks idzie do sypialni, tylko po to, by okryć żonę rozkopaną pościelą. Jak sięga po jej komórkę, spoczywającą na stoliku nocnym i chwilę nią operuje. Później obraz przeniosłem do kuchni, gdzie z początku sam, a potem wraz z Dorianem, siedzącym na blacie, smażył naleśniki. Zsadził chłopca na podłogę i poprosił go, by poszedł obudzić braci. Dało się słyszeć wyraźni okrzyk protestu, mówiący:
Jeszcze pięć minut! No, Dorian, odczep że się!
Jakbyś nie grał na komputerze do późna, to byś był już wyspany! – odkrzyknął Aleks.
Nataniel i Oliwier zawitali do kuchni, skonsumowali naleśniki – jeden z dżemem a drugi z czekoladą i bananem. Dorian preferował z cukrem pudrem, którym przy okazji obsypał większą część stołu i co najmniej połowę własnego ojca.
Byłem pod wrażeniem, że Olek to wszystko ogarnia. Co prawda wyglądał na mocno niewyspanego i ciągle przecierał oczy. Czasami nie odpowiadał chłopcom i nie reagował na ich sprzeczki, jakby był na nie zupełnie głuchy, ale pomimo tego krzywda się im przy nim nie działa. Nakarmił ich, pomógł się ubrać, wyprawił do szkoły i przedszkoli. Dziwiło mnie tylko, że poszli sami, że się nie pofatygował, by ich odprowadzić.
Dzieciaki ledwie wyszły, a on zabrał się za sprzątanie ze stołu. Izabella zjawiła się w kuchni, głosząc, że zaspała.
Nie zaspałaś. Przestawiłem ci budzik. Wyłączyłem go – przyznał, wkładając ostatnie dwa talerze do zlewu.
Chłopcy coś zjedli przed wyjściem? – zasiadła na jednym z krzeseł przy stole, poprawiając przy tym biały szlafrok w drobne, fioletowe bzy.
Naleśniki. Te dwie z drugiego piętra odprowadzą młodszych. Nataniel poszedł ze swoją ferajną – poinformował. – Zjesz coś? – zapytał, zarzucając ścierkę na jedno z ramion i odwracając się w kierunku żony.
Dlaczego ruszałeś moją komórkę?
Słucham? – zdziwił się.
Wyłączyłeś budzik, aby to zrobić musiałeś dotknąć mojej komórki.
Jedynie wyłączałem budzik. Tak jak mówiłem, chciałem byś się wyspała, bo chciałem z tobą porozmawiać.
O czym? – zareagowała agresywnym tonem.
O tym, że nasze małżeństwo nie może tak dłużej wyglądać. Ja nie mogę dłużej sypiać na kanapie. Rozumiem twoje rozżalenie, ale samobiczując się, a mnie wpędzając w celibat, nie cofniesz czasu i nie ponaprawiasz moich błędów.
Sam je ponaprawiaj.
Nie możesz mnie karać za coś, co zrobiłem zanim cię poznałem – stwierdził. – Jesteś moją żoną, to daje mi prawo, by...
By i mnie zgwałcić?
Nie! – zaprotestował zapewne głośniej niż miał w zamiarze. – Dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił.
Właśnie o to chodzi, że nie wiem. Kiedyś myślałam, że cię znam, ale teraz...
Przestańmy mówić o tym co było i skoncentrujmy się na tym co jest teraz. Ja już powiedziałem, nie mogę spać dłużej na kanapie – wyłożył, odbijając krawędź dłoni o wnętrze drugiej.
Jeśli ci niewygodnie, to zamów sobie łóżko.
Tu nie o wygodę chodzi! – krzyknął, gdyż Izabella już wstała z miejsca i zamierzała zniknąć za kuchennymi drzwiami. Podążył za nią korytarzem aż do sypialni. – Mówię o nas. Jesteśmy małżeństwem. Ja mogę spać nawet na podłodze, byleby przy tobie.
Wyjątkowo, twój romantyzm, tego dnia, na mnie nie podziała.
Miejsce męża jest przy boku żony. Oliwier już się pytał czy się rozwiedziemy, a ja nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
I co odpowiedziałeś?
Że to zależy od tego jaką ty podejmiesz decyzję.
Oczywiście, zwal wszystko na mnie.
Przecież to ty się musisz określić, a nie ja. Jeśli o mnie chodzi, to chcę by było jak dawniej.
Nie możesz wymagać, że zapomnę co zrobiłeś – stwierdziła, wchodząc do sypialni i stając przy samym łóżku.
Nie wymagam. – Zamknął za sobą drzwi. – Jednak jeśli nie możesz na mnie patrzeć i nie możesz znieść jak cię dotykam, to wnieś o rozwód. Nie możesz nas trzymać w zawieszeniu.
Już widzę jak z ochotą podpisujesz papiery rozwodowe.
Nie uczyniłbym tego z ochotą, ale nie mogę też cię zmuszać do tego byś ze mną pozostała. Jeśli chcesz odejść, to odejdziesz – powiedział i podszedł bliżej. Usiadł na brzegu łóżka i przyznał, że to co powiedział źle zabrzmiało. – Oczywistym jest, że bym o ciebie walczył, że łatwo bym się nie poddał, bo mi na tobie zależy, bo cię kocham, ale nie mogę cię zmuszać do tego byś ze mną była, gdy tego tak naprawdę nie chcesz.
Nie wiem czego chcę. Na chwilę obecną tego nie wiem. Daj mi czas sobie to wszystko poukładać – rzekła prosząco, a on niespodziewanie wstał.
Ile to będziesz układać!? – uniósł się. – Może zamiast to układać, to warto sprawdzić jak to tak naprawdę jest.
O czym ty mówisz?
O tym, że jeśli się mnie brzydzisz, to raczej nie przestaniesz. Jeśli nie będziesz mogła się przemóc i znieść mojego dotyku, to już go nie zniesiesz. W tym przypadku czas nie działa na naszą korzyść i nie leczy ran, a rozdrapuje je, bo zamiast działać, to za dużo myślimy – stwierdził i położył jedną dłoń na biodrze żony, a drugą na jej policzku, tym samym, na którym jeszcze widniało zasinienie po ciosie jaki, nie tak dawno temu, jej wymierzył.
Nie sądziłem, że Iza odwzajemni pocałunek. Na początku była bierna. Pozwalała mężowi na to, by to on całował ją, ale sama nie robiła nic. W końcu jej rola przestała ograniczać się jedynie do rozchylania warg. Zaczęła działać. Jedną dłoń wplotła we włosy męża, a drugą błądziła po jego ramieniu, zagłębiając ją pod ciemnopopielatą kamizelkę.
Olek okręcił siebie i żonę tak, że za sprawą jego napierania na przód, ona usiadła na łóżku, a właściwie to niemal się na nim położyła, podpierając się łokciami. On pochylając się, dosięgał jej ust, a jednocześnie rozpinał koszulę, bo kamizelkę miał już od dawna rozpiętą. Zdjął z siebie te rzeczy, nie przestając jej całować. Wraz z tymi rzeczami na podłogę opadła też ścierka kuchenna, którą miał przewieszoną przez ramię.
Wiedziałem, że nie powinienem był na to patrzeć dalej, że powinienem wyłączyć telewizor, zmienić obraz z kamery na inną, ale nie umiałem zmusić samego siebie do takiego działania. Łaknąłem ten obraz i z zaciekawieniem wypatrywałem kolejnych ruchów małżonków. Być może winę za to ponosił fakt, że sam od bardzo dawna nie miałem kobiety. Chciałem w to wierzyć, bo szukałem na swoje zachowanie jakiegokolwiek usprawiedliwienia.
Kolano Aleksa znalazło się między udami żony. Przestał ją całować i zajął się rozsupływaniem sznurka, który miała przy szlafroku. Tyle mu wystarczyło, by poprzez materiał cienkiej, satynowej koszulki nocnej sięgnąć piersi. Zacisnął na nich swoje dłonie i z ochotą, jakby ze zdwojoną siłą i energią, powrócił do całowania. Zszedł z tymi pocałunkami na dekolt, aż w końcu dopadł do sutków, zasysając je wraz z brązowym materiałem.
Niewygodnie ci – zauważyła.
Musiałem przyznać jej rację. Był tak bardzo zgięty, że faktycznie nie mogła ta pozycja należeć do komfortowych. On także się z nią zgodził, choć nie powiedział ani słowa, ale czynami to pokazał. Oddalił się od żony odrobinkę, tylko tyle, by móc stanąć obiema nogami na podłodze. Chwycił ją pod kolanami i położył jej nogi na łóżku, jednocześnie ustawiając tak, by głowę miała na poduszkach. Uczynił to szybkimi ruchami, niemal brutalnie, ale nie obawiała się go. Patrzyła zachłannym wzrokiem na to jak mąż rozpina czarny, skórzany pasek, który miał przy spodniach. Nie zdejmował go, jedynie rozpiął, a potem zajął się rozporkiem. Wtedy Iza się podniosła. Przyłożyła dłoń do jego brzucha, tuż pod pępkiem. Śledziła drogę owłosienia, tak zwanej ścieżki miłości. Objęła dłonią jego męskość, rzuciła mu spojrzenie z dołu i zabrała się do roboty. Najzwyczajniej wzięła jego penisa do ust, zasysając sam czubek, później biorąc go niemal po sam koniec.
Wtedy pomyślałem, że Olek ma w domu tak jakby był w raju. Zastanawiałem się gdzie on znalazł taką kobietę, która nie protestowała i nie miała oporów przed zrobieniem mu dobrze w sposób oralny. Dziwiło mnie też, że nie miał w planach tak dojść, bo to on złapał ją za ramiona i odsunął kiedy miał już dosyć takiej luksusowej pieszczoty.
Zdjął szlafrok z jej ramion, a potem szarpnięciem za brązową koszulkę na krótki rękaw, zakończoną koronką, dał do zrozumienia, że ma się tego pozbyć. Nie spełniła tego niewerbalnego polecenia. Pociągnęła go za rozpięte, opuszczone do połowy pośladków, dżinsy. On jej usłuchał. Położył się na niej, powrócił do całowania, pieszczenia na wszelkie możliwe sposoby. Zapuścił się nawet do miejsca między jej udami, podciągając jej koszulkę możliwie jak najbardziej do góry, czyli tak, że jej kraniec ledwie sięgał do pępka.
Nagle cała akcja przyspieszyła. Uklęknął na łóżku między jej nogami i przerzucił jedną z nich tak, by przetoczyć ją na brzuch Chwycił za kostki i zmusił do tego, by uklęknęła, choć Iza chyba nie czuła się do tego zmuszana. Wyglądało na to, że Wasielewski preferował seks od tyłu, w pozycji na pieska. To akurat mnie nie zdziwiło, bo większość mężczyzn ma takie upodobanie. Ogarnęło mnie jednak zaskoczenie, gdy kciuk Olka zawędrował do miejsca, w które większość kobiet nie pozwoliłaby się zapuścić swojemu mężczyźnie. Wsunął go jednocześnie, w tym samym momencie, w którym wsuwał swojego penisa.
Nie byłem pewny czy chcę na to dalej patrzeć. Stosunek analny zawsze wydawał mi się tematem tabu, czymś zarezerwowanym wyłącznie dla dziwek i ich klientów oraz dla gejów. Izabella i Aleksander byli jednak małżeństwem, i wydawałoby się, że mieli w tym świetną wprawę. Oczywiście nie przeszli od razu do konkretów. Najpierw pogrzebał tam palcami, jednocześnie kochając się z nią klasycznie i tym sposobem doprowadzając ją do orgazmu. On jednak pozostał niespełniony albo z własnej woli to opóźniał. Ja w tym czasie nawet nie zauważyłem kiedy, a już miałem rękę we własnych spodniach od piżamy.
Izabella doprowadziła męża do wytrysku we własnej buzi. Nie wypluła, połknęła, co wydało mi się kolejną perwersją. On jednak nie miał oporów, by po tym wszystkim ją pocałować, jakby już był przyzwyczajony do smaku swojej spermy w jej ustach. Powrócili do pieszczot i tego wszystkiego co było w grze wstępnej. Ja sam byłem coraz bliżej spełnienia.
Aleks usadowił się wygodnie między ugiętymi nogami żony. W końcu za nie chwycił i zarzucił na swoje ramiona. Pomyślałem, że przymierza się do klasycznej powtórki, tym razem w pozycji bliższej tej na misjonarza. On jednak zagłębił się w miejsce, które wcześniej dla siebie przygotował. Zastanawiałem się czy ją to zabolało. Grymas na jej twarzy wydawał się być tylko chwilą i nie miałem pewności czy wynikał z wtargnięcia penisa w anus, czy z zapewne niewygodnej pozycji. Tak czy inaczej dalej wydawało się być im obojgu przyjemnie i nawet potrafili sobie przy tym patrzeć w oczy, bez wstydu i skrępowania. Nie doszedł jednak w taki sposób. Przyuważyłem jak w pewnym momencie jego penis szybko zmienia miejsce, a sam Aleks zastosowuje mocniejsze, głębsze, aż w końcu też szybsze pchnięcia. Ja w tym czasie poczułem wilgoć w spodniach i na dłoni.
Wycierałem się ręcznikiem papierowym i jednocześnie wciąż wpatrywałem w ekran telewizora. Obserwowałem jak Olek po wszystkim nie zwalił się na żonę, a przetoczył obok niej. Odetchnął głośno jakby przebył stumilowy maraton. Podciągnął majtki wraz z dżinsami, które wciąż miał na sobie, choć wcześniej były opuszczone do polowy ud. Nie zapinał paska ani nawet rozporka.
Zaobserwowałem ruch Izy, jej nieznaczne odsunięcie się, jakby chciała być jak najdalej swojego męża, jakby nie chciała go dotykać nawet ramieniem. Aleks także to zauważył, bo odwrócił się na bok, jednocześnie sięgając do jej ramienia, w taki sposób, że był w stanie przyciągnąć ją bliżej siebie i objąć. Pocałował w okolicę obojczyka, poprzez materiał koszulki, a potem w rękę, tuż pod ramieniem, gdzie nie było tego materiału.
Ja wiedziałam, że wychodzę za drania, ale gdy za ciebie wychodziłam, to nie wiedziałam, że aż za takiego – przemówiła nagle, wgapiając się w sufit nieobecnym wzrokiem.
Zrobiłem coś nie tak? – zapytał bez zdziwienia, bez emocji, spokojnie, całkiem bezbarwnie i ciągle nie przestawał ją przytulać.
Wiedziałam, że masz wiele na sumieniu, ale nie wiedziałam, że aż tyle.
Czyli o tym mowa – domyślił się i przestał obejmować żonę. Położył się na wznak i przetarł twarz dłońmi. – Naprawdę musimy o tym rozmawiać akurat teraz? – zapytał.
A kiedy chcesz o tym mówić?! – naskoczyła na niego.
Nigdy – odpowiedział całkiem poważnie, a kiedy ich spojrzenia się spotkały i natrafił na jej zdziwienie, to od razu dodał – Powiedziałem ci tyle ile musiałem, byłem z tobą szczery, ale gdybym potrzebował spowiedzi, to udałbym się do konfesjonału, a po poradę do prawnika, a ty, Izo, jesteś moją żoną.
Tak, zapomniałabym o tym, że żony są jedynie po to, by wepchnąć w nie fiuta, gdy najdzie ochota – odwarknęła, usiadła na łóżku i zamiarowała wstać, ale ledwie jej pupa przestała dotykać materaca, a mąż chwycił ją za rękę i szarpnięciem sprowadził na niego z powrotem.
Nie wstał, nawet nie usiadł. Leżał bokiem, podparty na jednym łokciu. Ciągle trzymał w stalowym uścisku jej rękę i patrzył z groźną miną, ze wzrokiem takim jakby chciał ją samym spojrzeniem przywołać do porządku.
Tak, od tego jest żona, między innymi – odpowiedział bardzo powoli, cedząc słowa niemal przez zaciśnięte szczęki.
Między innymi – powtórzyła z drwiną.
Małżeństwa są od tego, by się kochać, między innymi – wyjaśnił, tym razem bez zaciskania zębów, ale za to z przyjemnym, aczkolwiek cynicznym, uśmieszkiem. Jednak bardzo szybko spoważniał i na powrót stał się zimny, obcesowy. – A teraz bardzo cię proszę, na przyszłość, nie mów do mnie takim tonem. – Zwolnił uścisk i opadł na poduszki. – Nie spałem całą noc... – zaczął, a ja zastanawiałem się czy ma to być usprawiedliwienie jego zmiennych humorów i tego, że był chwilami niemiły dla żony, czy tylko informuję ją o tym, że zamierza przespać cały poranek i obudzić się w okolicy południa.
W takim razie śpij – przerwała mu. Sięgnęła po szlafrok, który był na łóżku i zaczęła go na siebie ubierać. – Śpij i daj mi święty spokój – warknęła zmierzając do drzwi.
Nie takim tonem – powiedział głośno, głośniej niż wszystkie dotychczasowe słowa. – Po raz drugi cię upominam. Trzeciego upomnienia nie będzie – zaznaczył, nawet nie patrząc przy tym w jej kierunku.
Iza już nic sobie ze słów męża nie robiła. Wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Po około godzinie, w której Olek zdążył zmienić spodnie na takie od piżamy w kratkę, Izabella powróciła. Stanęła przy łóżku i dała do zrozumienia, że nie zostawi poprzedniej rozmowy w taki sposób.
Chcę z tobą pomówić – zaczęła.
Staram się zasnąć – odburknąć, ciągle był do niej odwrócony plecami.
A co, sumienie ci nie daje? – zapytała w taki sposób, że sam się pod nosem zaśmiałem. – Nie umiem tego zostawić w taki sposób, rozumiesz? Nie umiem udawać, że nic się nie stało.
Położył się na plecach, spojrzał na żonę i odparł:
Jak słusznie dziś zauważyłaś, wiedziałaś za kogo wychodzisz, wiedziałaś z kim godzisz się zamieszkać, komu rodzisz dziecko. Nagle, po tylu latach, mówisz, że nie umiesz przejść obok mej przeszłości i zawodu obojętnie.
Zataiłeś gwałt na niewinnej dziewczynie. Co jeszcze ukryłeś!? – krzyknęła.
Nic – stwierdził. – Nic o czym musiałabyś bezzwłocznie wiedzieć – dodał, siadając na łóżku i opierając się o drewniany zagłówek i boczną ścianę jednocześnie. Łokieć wsparł na parapecie.
Jesteś moim mężem, dlaczego tak bardzo cię dziwi, że chcę o tobie wiedzieć takie rzeczy?
I wiesz, wiesz tyle ile musisz.
Powinieneś być ze mną szczery.
I byłem, do cholery! W życiu cię nie okłamałem, a ty mnie tak! – wypomniał wskazując na nią palcem. – Na nawykłem do opowiadania o wszystkim kobiecie – dodał już znacznie spokojnie, gdy przysiadła na brzegu łóżka. – Po prostu nie chcę cię tym obciążać.
Czym? Swoją przeszłością, możliwą przyszłością czy tym co się teraz z tobą dzieje?
A co się ze mną teraz dzieje?
Zamykasz się. Sprawiasz, że coraz mniej o tobie wiem. Wczoraj wyszedłeś i nie wiedziałam dokąd. Nie było cię całą noc.
Byłem w pracy. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
Na przykład to, dlaczego rozmawiałeś z tym dziennikarzem?
Bo musiałem.
Dlaczego?
Nie będę ci się tłumaczył.
Widzisz, tak jest zawsze! – uniosła się, łzy pojawiły się w jej oczach. Pod wpływem emocji nawet wstała na równe nogi i zaczęła gestykulować rękoma.
Uspokój się! Po prostu nie chcę cię tym obarczać.
Jesteśmy małżeństwem.
Właśnie – przyznał jej rację. – Wiesz tyle ile powinna wiedzieć żona. Możesz na mnie liczyć...
Nie zarzucam ci, że nie mogę, ale ty dzielisz nasz świat. Wchodzisz do mojego gdy ci się podoba, ale ciągle masz swój.
A co, mam cię na strzelaniny zabierać, kobieto?
Jakie strzelaniny? Mój Boże, Aleks, jakie strzelaniny!? – wydarła się i myślałem, że chwila moment a rzuci się na niego i zacznie nim potrząsać.
Żadne – szepnął. – Tak mi się tylko powiedziało.
Dlaczego szepczesz?
Bo spostrzegłem, że mówimy coraz głośniej, a krzyk do niczego nie prowadzi i w końcu będziemy się przekrzykiwać, słysząc przy okazji każde tylko siebie.
Mówiłeś o strzelaninach?
Wspomniałem, ale to było tylko dla zobrazowania. Chodzi mi o to, że... – Przyłożył otwartą dłoń do policzka i potarł się po zaroście. – Chodziło mi o to, że jesteś moją żoną i z żoną dzielę dom, pracę z pracownikami, a grę w pokera z kolegami dzielę z nimi. Im nie zwierzam się z problemów małżeńskich, tych z dziećmi czy innych rodzinnych, a tobie nie będę opowiadał o tym co robię, gdy jestem poza domem, bo nie po to z niego wychodzę, by później ci się z każdej drobnostki spowiadać. To tak jak ty mi się nie spowiadasz ze swoich zadłużeń.
Ale o nich wiesz, a to różnica.
Ty też wiesz tyle ile powinnaś, a resztą naprawdę nie ma konieczności bym cię obarczał.
Ja też nie miałam konieczności, by obarczać cię opieką nad moimi dziećmi.
Aleks chyba się zmęczył dyskusją z żoną, bo odchylił głowę do tyłu i westchnął zirytowany.
Dobrze wiesz, że to nie to samo.
Ale moje pójście do więzienia, do Kuby, to już to samo – zauważyła. – Poszłam odwiedzić kolegę, nie musiałam ci o tym opowiadać, ani pytać o pozwolenie.
To mój kolega – szybko stwierdził z lekkim uśmiechem niedowierzania. – Do czego zmierzasz? – zapytał wprost.
Do tego, że mam prawo odwiedzić go ponownie i wcale nie muszę ci o tym wcześniej mówić, bo dom to dom, a co robię poza nim, to...
Stój, stój, wolni. To nie jest to samo. Diego, to nie jest jakaś tam Mariolka z twojej pracy.
Tak się akurat składa, że nie pracuję z żadną Mariolą.
Nie wiem z kim pracujesz, bo tak jak mówiłem, pracę zazwyczaj zostawialiśmy przed drzwiami domu. Nie mówiliśmy o niej. Jednak wracając do Diego, to nie jest żaden twój kumpel z pracy, więc...
Ta zgwałcona kobieta też nie była koleżanką z twojej pracy! Dziennikarz też nim nie jest! Więc mam prawo wiedzieć!
Tylko ty nawet, kurwa, nie wiesz co ty chcesz wiedzieć! Jak więc mogę ci cokolwiek powiedzieć!? Mam całe życie od kołyski ci opowiadać!?
Ja też nie wiedziałam, że ty możesz chcieć wiedzieć, że byłam u Diego w więzieniu!
Za to teraz już wiesz, że masz tam nie chodzić!
Nie będziesz mi rozkazywał!
Jesteś moją żoną...!
To nie daje ci prawa...!
Nie zapominaj, że jestem ponad prawem! – wrzasnął tak głośno, że był w stanie ją przekrzyczeć, a przy tym przestał się opierać o ścianę i nakierował palec wskazujący na żonę. Wstał z łóżka.
Iza chyba się wystraszyła, bo wycofała o kilka kroków.
Rok czy dwa lata temu, policja, jak piłem z Borysem pod komisariatem i wybiliśmy w radiowozie szybę, to nawet nam mandatu nie dała, tylko odwiozła do domów. Więc nie mów mi o prawie ogólnym, a to w naszym domu, na pewno, nie będzie ustalane przez ciebie. A teraz, bardzo cię proszę, wyjdź, bo naprawdę chcę się położyć i wyspać, i nie chcę się dłużej kłócić.


PS 1. Taka ciekawostka od Tysia dla Czytelników. Wizerunku Aleksandrowi Wasielewskiemu użyczył mój ulubiony, francuski raper Carlos Leal. Oczywiście nie wie o tym, że go użyczył, ale ja osobiście, pisząc, nie widzę nikogo innego w tej roli. Co prawda ja Carlosa pamiętam jako gówniarza w bluzie z kapturem, później w zwykłej podkoszulce, gdy w jednym filmie robił za dilera i katował prostytutki, ale ujrzenie go po latach w serialu, gdzie chodził ciągle w garniturze tak mocno zapadło mi w pamięć, że pisząc widziałem już konkretnego aktora. Zmieniłem mu jedynie kolor oczu na granatowy.
PS 2. Natomiast z rolą Izabelli miałem spory problem. Ciężko mi było znaleźć kobietę, aktorkę, która nie ma figury modelki, a jednocześnie ma w sobie coś co przyciągnęłoby nawet mój wzrok. Właściwie, to ja nie przepadam za kobietami o figurze modelki, ale mniejsza o to. Chodziło mi o to, że nie chciałem typowej grubaski, ale jednak kobietę o pełniejszych kształtach, a jednocześnie subtelną i kobiecą. Trafiło na Luz Valdenebro, a później, zupełnym przypadkiem, od mojej żony (tej samej co połamała mi palce, jeśli ktoś nie wie o co chodzi, to zapraszam na blog autorski) dowiedziałem się, że Luz i Carlos mieli trzy sceny razem w pewnym serialu, tak więc mi się trochę pofarciło, bo przynajmniej na zdjęciu mogą być razem.
PS 3. Jeśli kogoś zaciekawiły moje połamane palce i będzie zaglądał na blog autorski, to może przy okazji zajrzeć do podstrony "Czytelnicy moich opowiadań".
Pozdrawiam i oby jak najszybciej do następnego "zobaczenia".