poniedziałek, 23 maja 2016

Rozdział 3 – Przeszłość nie znika (1)


W życiu tak już jest, że jesteśmy niepewni swej przyszłości, choćbyśmy mieli najbardziej skrupulatnie ułożony plan, bezpieczeństwo finansowe, duże chęci, motywacje, zdolności... bo choćby nie brakowało nam żadnego składnika, to jeden dodatkowy, nagle, może stać się priorytetem – napisał Diego na początku listu, który został mi dostarczony pod same drzwi.
Kiedy zobaczyłem tę kopertę i wykaligrafowane personalia nadawcy, poczułem się niemal tak, jakbym brał do ręki tatuaż. Ten wzór był specjalny, czcionka nikomu nieznana, a litery cechował wyjątkowy, pełny kształt. Wystraszyłem się. Wystraszyłem się samej koperty, która leżała na progu, przed drzwiami mojego mieszkania. Była samotna, choć wcześniej ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Nie słyszałem odgłosów zbiegania, a to sprawiło, że bałem się jeszcze bardziej, bo nie wierzyłem w duchy i zdawałem sobie sprawę, że jeśli nikt nie ucieka, to albo czeka ukryty na schodach, tuż za ścianą, do której dałby radę dojść na paluszkach, albo jest ukryty za moimi drzwiami.
Walczyłem sam z sobą, czy nie wyjść na klatkę i nie rozejrzeć się, ale strach okazał się być silniejszy. Na dodatek dosięgnęła mnie świadomość, że ja nie podawałem Diegowi swojego adresu, a przecież strażnicy więzienni nie udzieliliby mu takiej informacji, prawda? Albo i nieprawda. Nagle pojąłem jak dużą on miał moc, że nawet siedząc za kratami, potrafił napędzić mi stracha. Nie wiedziałem jednak, dlaczego napisał, więc szybko rozdarłem kopertę i oparty plecami o drzwi śledziłem kształtne, choć niechlujne pismo. Stawiane przez niego litery były dziwne, jakby każda miała podobny do normalnych kształt, a jednak coś je odróżniało. Przykładowo S bardziej przypominało lustrzane odbicie Z, a T wyglądało jak krzyż, z kolei małe A było jak kółko przecięte prostą kreską w pół. To wszystko sprawiło, że rozczytanie listu zajęło mi więcej czasu niż zazwyczaj, zupełnie tak jakbym dopiero co był w pierwszej klasie podstawówki i ledwie kojarzył większość liter polskiego alfabetu.
Z listu, choć zrozumiałem wszystko, to pojąłem najmocniej jedno – Diego szukał ze mną kontaktu, więc albo się nudził, a ja skutecznie dostarczałem mu rozrywki, albo potrzebował pomocy, a ja jako ten bezstronny, zupełnie nieznający środowiska mogłem mu jej udzielić. Zacząłem się zastanawiać, że jeśli ta druga opcja jest prawdziwa, bo jak najbardziej prawdopodobna, to dlaczego Diego nie szukał pomocy u bliskich, a miał przecież pasierba, którego usynowił, Aleksandra, który najwyraźniej nie chciał mieć z nim za dużo wspólnego i żonę Wasielewskiego, która nawet odwiedziła go w więzieniu. Czemu żadnej z tych trzech osób nie zaufał i co poróżniło panów tak mocno, że z przyjaźni zostały zgliszcza tak wielkie, że Aleks nie chciał nawet o Diegu słuchać? Całe szczęście, że chciał o nim mówić, przynajmniej z żoną, bo dzięki temu dowiedziałem się co nieco o ich przeszłości. A jak tego dokonałem? Myślę, że tutaj byłoby trzeba opowiedzieć wszystko od początku.
Zaczęło się od tego, że amatorski podsłuch, założony przeze mnie, się oczywiście nie do końca sprawdził, ale na szczęście miałem jeszcze asa w rękawie, w postaci mojej byłej studentki, która według plotek wyleciała kiedyś z jednego gimnazjum, właśnie za to, że zamontowała kamery w pokoju nauczycielskim i palarni. Jakość nie była na tyle dobra, by doglądać pytań, a tym bardziej odpowiedzi przyszłych klasówek, ale na tyle odpowiednia, by żona pana od języka angielskiego rozpoznała swojego męża, gdy ten... robił wiadome rzeczy z młodą nauczycielką plastyki. Aleksandra Krymska już taka była, szalona, pomysłowa i mściwa. Nauczyciel angielskiego jej podpadł, więc oberwał, a że ona przy okazji dostała też rykoszetem, to trudno, bo i tak uważała, że było warto. Nie godziłem się z nią, a jej morale były mi zupełnie obce, jednak ten raz postanowiłem porzucić własne i zwróciłem się do niej o pomoc. Znałem jej adres mailowy, bo to głównie tak wymieniałem się informacjami ze swoimi studentami, a ona przecież niegdyś należała do jednych z nich. Zdziwiłem się tylko, że odpowiedziała tak szybko, iż nawet nie zdążyłem wrócić do domu, a już musiałem zawracać pod kamienice, w której mieściło się mieszkanie Wasielewskich.
Ola miała dobry plan. Weszła tam jako człowiek zesłany przez administrację, w celu sprawdzenia klatek wentylacyjnych oraz liczników od wody. Zadzwoniłem na telefon, który tam podłożyłem, gdyż nie mogłem wytrzymać, siedząc w barze nieopodal. Nie miałem po prostu pewności czy jej się powiedzie, ponadto ciekawiło mnie jak potraktuje ją pan domu oraz jak tam się wszyscy zachowują.
W niedzielę? – usłyszałem zdziwiony głos Wasielewskiego.
Też mi się to nie uśmiecha – burknęła nieuprzejmie. – Szefostwo sobie ubzdurało, że niedziela to wolny dzień od pracy, więc pewnie kogoś zastanę w każdym z mieszkań – dodała już nieco sympatyczniej.
Czasy, gdy zakaz pracy w niedziele był odgórnie narzucony już dawno minęły. Dziś niewiele osób może sobie pozwolić na to, by się lenić po sobocie. Zapraszam – rzekł, a ja oczami wyobraźni widziałem jak zrobił jej miejsce, by mogła się dostać do przedpokoju.
Wie pan, gdzie ma klatki wentylacyjne? – dopytywała.
To stara kamienica, kiedyś nawet w łazience takowej nie było, para szła do domu.
A teraz jest?
Zrobiłem, lata temu, nie zgłaszałem – przyznał, mógłbym przysiąc nieco żartobliwie. – W kuchni była od początku, w najmniejszym z pokoi też, choć nie wiem po co.
Nagle wypowiedź Aleksandra przerwał dziecięcy krzyk i odgłosy, które dały mi do zrozumienia, że mężczyzna prawdopodobnie pochwycił syna na ręce, by ten nie ganiał za kotem.
Chyba tylko po to, bym jako małolat mógł palić w domu, a zapach nie szedł na korytarz – dokończył poprzednią wypowiedź.
Wychował się pan tu? – podchwyciła moja była studentka.
Od niemowlęcia. Wielokrotnie też myślałem, by się stąd wyprowadzić, ale sentyment... sama pani rozumie?
Poniekąd tak, choć kamienicę, w której ja się wychowałam zburzono, gdy miałam dziesięć lat.
To najgłupsze co mogą czynić władze miasta. Zamiast o coś na bieżąco dbać, restaurować, to wolą burzyć i stawiać na miejscu tego galerie handlowe albo wieżowce bez duszy.
Tam postawiono parking.
To jeszcze gorzej – mruknął z odrazą.
A co? Nigdy pan nie marudził, że w środku miasta nie ma gdzie zaparkować? – dopytywała.
Nie, ja preferuję rowerowe przejażdżki albo własne nogi.
Siku chcem! – przerwał krzyk Doriana.
Przepraszam na moment – odezwał się Aleks ponownie, a jego kroki wskazywały na to, że prowadzi syna do łazienki.
Jak się okazało, się myliłem, bo już po chwili dało się słyszeć:
Możesz był obrażona na mnie, ale zajmij się własnym synem, proszę.
A co mu się stało?
Siku – odezwał się ponownie chłopiec i zapewne przestępował z nogi na nogę.
No wiesz co? Jakbyś go nie mógł sam zaprowadzić – zakpiła i chyba trąciła męża podczas przechodzenia, bo Aleks warknął przez zaciśnięte zęby:
Nie rób tak. – Szybko jednak powściągnął złość i już całkiem normalnym, codziennym i nieco bez wyrazu tonem zapytał – to ty jesteś matką czy ja?
Nie będę nawet tego komentowała. – Z cichnącego i coraz słabiej słyszalnego głosu kobiety, dało się słyszeć, że zmierza z Dorianem w kierunku łazienki, gdy nagle pojawił się inny głos, młodszy od tego jej, ale podobny:
Ja go zaprowadzę, a wy się w spokoju pokłóćcie.
Tyko zapal mi świateło! – krzyczał malec.
Olek już nic na to nie odpowiedział, tylko skupił uwagę obecnych na podesłanej przeze mnie studentce. Zaprowadził ją do sypialni, tłumacząc, że tam nad narożnikową szafą, za rzeźbą jest ten wywiew. Pytał nawet czy dać drabinę i ściągnąć tego Młodego Boga.
To nie będzie konieczne – odpowiedziała, zapewne udając, że coś rysuje, gdyż tłumaczyła, że jej chodzi jedynie o układ tych kratek, a nie o sprawdzanie jak funkcjonują i czy w ogóle funkcjonują. – Ładna ta rzeźba – zagadnęła.
Dziękuję.
Pan wykonywał?
Nie miałem pojęcia czemu akurat o takie coś zapytała, ale Olek udzielił odpowiedzi w sposób, jakby był dziwnie zamyślony:
Franc... Franek. Przepraszam... przyszły... właściwie to już prawie mąż córki mojej żony.
Tu mnie zatkało. Nie spodziewałem się, że pasierb Alarcona i pasierbica Wasielewskiego są parą.
Nie wydaje się pan być z tego powodu zachwycony – przemówiła jakby sama do siebie.
Bo nie jestem. To straszny lekkoduch, podobnie jak jego ojciec.
Bycie lekkoduchem to nie zbrodnia. Lubi pan wina? – dopytywała.
A to z kolei prezent od ojca Franka.
Widzę, starają się wkupić w pańskie łaski na wszelkie możliwe sposoby.
Te wina są starsze od pani. – Zamknął drzwi. Musiał je zamknąć, bo straciłem odgłosy, które wcześniej do mnie dochodziły.
Zastąpił je mały Dorian, który ponownie gonił kota.
Szybko wybrałem numer telefonu Oli, który podała mi zanim weszła do Wasielewskich. Poczekałem aż odbierze i postanowiłem się tak od razu nie odzywać. Jak się okazało, postąpiłem nadzwyczaj dobrze, bo musiała przełączyć mnie na głośno mówiący.
Nie wiem o czym pan mówi – usłyszałem lekko drgający głos Oli i w międzyczasie odpaliłem małego notebooka, który należał także do niej. Byłem ciekawy, czy już zdążyła zamontować jakąś kamerkę. Były bezprzewodowe, a ich bateria długo nie trzymała, ale...
Było! Był obraz, nawet w kolorze. Widziałem jak mężczyzna siedzący na rogu łóżka, sięga po telefon komórkowy spoczywający na komodzie znajdującej się tuż nieopodal. Państwo Wasielewscy nie mieli nocnych stolików, właściwie to w tym pokoju naprawdę niewiele było. Łóżko dosunięte do samego okna, lampka nocna stojąca na parapecie, po drugiej stronie łóżka ta komoda, zaraz obok niej drzwi, później, na ścianie obok duży stojak, gotowy pomieścić z pięćdziesiąt butelek wina, na jego blacie stały też inne trunki, dalej była sztaluga, a za nią czarna teczka, otwarta, wystawały z niej jakieś obrazy, później była szafa narożnikowa, która po otwarciu pewnie nawet stykała się z krańcem drewnianego, niewielkiego, ale jednak małżeńskiego łóżka. To na tej szafie znajdowała się kamerka. Byłem pod wrażeniem jak ona ją tam ukryła, że Aleksander jej nie zauważa.
Od kiedy tutaj mieszkam, administracja zawsze przysyła te same osoby – stwierdził cicho, z telefonem w dłoni, ale nie bawił się nim. Skupiał swoją uwagę na stojącej na środku tego niewielkiego pokoju Oli. – Przyszła pani w sprawie Diego Alarcona, prawda?
Nie znam żadnego Diega! – uniosła się.
Diego – poprawił. – To imię się nie odmienia.
Naprawdę? – zdziwiła się równo mocno co ja, bo też byłem w szoku, bo sądziłem, że... zresztą mało ważne co ja sądziłem, skoro Krymska była przeze mnie w niemałych tarapatach.
Gorączkowo zastanawiałem się co mam uczynić, czy udać się tam, czy może od razu wezwać policje. Ola na szczęście poradziła sobie sama i gdy Aleks wybrał jakiś numer, i przyłożył komórkę do twarzy, ona najzwyczajniej w świecie wybiegła. Oczywiście on w międzyczasie wstał, próbując ją zatrzymać, ale pchnęła go na łóżko, uderzając otwartą dłonią w sam środek klatki piersiowej. Zniknęła za drzwiami sypialni, a potem zapewne też za tymi wejściowymi. Widziałem przez duże okno baru jak leci w moim kierunku.
Szybko zaczęliśmy się zbierać, bo domyślaliśmy się, że Wasielewski może wylecieć na zewnątrz i nas poszukiwać, a przez wielgachną, przezroczystą tafle szkła, z pewnością, nie trudno było nas dostrzec.
Poszliśmy do mnie, prędkim krokiem, cały czas oglądając się za siebie, czy aby na pewno nikt nas nie goni. Ja to już nawet nie zwracałem uwagi na to, że szedłem przy boku, niegdyś mojej studentki, co przecież etyką nieskazitelną nie powiewało. Mało tego, zaprosiłem ją do domu, bo sama tego oczekiwała, mówiąc, że skoro już ją w to wmieszałem, to ona chce zobaczyć po co te hece były.
To nie jest zabawa – ryknąłem gniewnie, podczas zamykania za nią drzwi.
Spojrzała na mnie i wykonała krzywą mimikę twarzy. Wzruszyła ramionami, jakby moje zdanie uznała za całkowicie nieważne, po czym rozłożyła notebooka na komodzie przy moim telewizorze, podłączyła jakimś kabelkiem do niego i odpaliła. Na plazmowym ekranie widoczny był obraz, zaś z komputera dochodził dźwięk.
Stałem między korytarzem a pokojem. Wsparłem się o futrynę i obserwowałem życie Wasielewskich, niczym Wielki Brat ze swojego Pokoju Zwierzeń.
Aleksander wpatrywał się w krajobraz rozchodzący się za oknem lecz kiedy jego żona przemierzyła próg, smarując dłonie i ręce jakimś kremem, to on niemal od razu zasunął ciężkie, bordowe zasłony.
Zamknij drzwi – polecił, wgapiając się w tę grubą kurtynę, jakby szukał na niej jakiegoś pypcia.
Spojrzałem na zegarek stojący na mojej komodzie, dochodziła godzina dziewiętnasta, czyli było względnie wcześnie. Wątpiłem zatem, że szykują się już do spania.
Dzieci jeszcze nie usnęły – udzieliła odpowiedzi i nawet nie chwyciła klamki w dłoń, jakby wcale nie chciała się odgradzać z mężem od pozostałych pomieszczeń i zajmujących je ludzi.
Leżą w łóżkach? – dopytywał, ciągle będąc odwrócony tyłem do żony, a przodem do zasłoniętego okna.
Idź i sprawdź, jeśli to cię tak bardzo interesuje – odfuknęła i wrzuciła tubkę kremu do górnej szuflady komody, przy której stała.
Wtedy Aleks się odwrócił. Z początku myślałem, że od razu na nią ruszy, poszarpie i wyniknie z tego jakaś awantura, ale szybko przypomniałem sobie opowieść Diega... Diego o tym jak Aleksander i Izabella się poznali, o tym jaki wtedy był, a nawet co myślał, bo przecież Jakub nawet jego myśli w słowa ubierał, zupełnie tak, jakby to on się tam znajdował zamiast Olka. Pojąłem więc, że Aleks nie jest taki, że nie jest skory do krzyków i awantur.
Obserwowałem więc w dużym skupieniu, podobnie zresztą jak Ola, która rozsiadła się w moim ulubionym fotelu i nawet przychylała w stronę ekranu, garbiąc się przy tym niemiłosiernie.
Aleks wciąż miał ręce splecione na klatce piersiowej, wciąż był też w koszuli i kamizelce, teraz nawet przykładnie zapiętej. Przez chwile mierzył się z żoną na spojrzenia, ona jednak szybko uciekła od niego wzrokiem i zajęła się przeszukiwaniem drugiej od góry szuflady komody. Zastanawiałem się czego szuka, ale szybko się okazało, że koszuli nocnej.
Idziesz się myć? – zauważył zdziwiony.
Jeśli chcesz, możesz iść pierwszy – odpowiedziała nieuprzejmie.
Zawsze możemy iść razem – brzmiało niczym propozycja, a Ola wtedy szybko rzuciła w moim kierunku:
Jaka szkoda, że nie zamontowałam kamer w tej łazience, panie profesorze.
Przewróciłem oczami, nie mając nawet siły tego komentować i skupiłem swój wzrok ponownie na Wasielewskich.
Nie chcę – powiedziała Izabella i zamierzyła się na wyjście, położyła dłoń na klamce, jakby chciała zamknąć męża samego w pokoju, ale jego głos skutecznie ją zatrzymał w półkroku.
Iza – zawołał i czekał.
Ona także czekała.
Nie będę mówił do twoich pleców – brzmiało jakby ją pouczał, że należałoby się odwrócić, ale jego głos nie zdradzał irytacji. Właściwie to był taki jak wcześniej, taki jak chyba zawsze.
Dlaczego? Ja nieustannie mówię do twoich. – Ciągle stała tyłem do męża, podczas gdy on zaczął wolnym krokiem iść w jej kierunku. Jedną rękę ciągle miał przyciśniętą do własnej klatki piersiowej, natomiast tą drugą położył na tej pierwszej i popukiwał samego siebie dwoma palcami w policzek, jakby na nim wystukiwał jakiś rytm, w stylu dwa, dwa, jeden, dwa, dwa, jeden.
Odwiedzasz zakład karny, zabierasz tam naszego syna, przekazujesz sekretne informacje więźniowi, co jest niezgodne z prawem, ośmieszasz mnie przy jakimś człowieku, najprawdopodobniej z policji, łgając przy tym w żywe oczy, moje, nie jego, a teraz każesz mi mówić do swoich pleców. – W końcu stanął obok niej i postąpił krok, by móc spojrzeć w jej oczy. – Po tym wszystkim, to ja mam prawo być bardziej zły, niż ty o jeden, zasłużony policzek, który był reakcją tylko na twoją bezczelność, bo nie da się inaczej nazwać kłamstwa przy osobie trzeciej, wypowiedzianego w oczy męża.
Przepuść mnie – powiedziała nagle i ruszyła do przodu, podczas gdy on oparł się o otwarte drzwi i zastawił jej drogę.
Szybko się wyprostował i obiema rękoma dotknął futryny, jej przeciwległych krańców.
Porozmawiajmy – zaproponował, ale tym razem coś w tonie jego wypowiedzi mówiło, że nie zniósłby sprzeciwu.
Nie mam ochoty! – uniosła się i chwyciła za rękę męża, jakby chciała ją zdjąć z futryny, albo go odepchnąć.
W efekcie to on odepchnął ją, szybko też postąpił krok do przodu, zatrzaskując za sobą drzwi i uniósł dłoń. Tym razem policzek jaki jej wymierzył musiał być mocniejszy niż poprzedni, a przynajmniej huk wydawał mi się głośniejszy, choć może to przez to, że podsłuchiwałem w inny sposób niż wcześniej. Odrzuciło ją, może nie na tyle, by przeleciała przez pokój, tak naprawdę to nawet nie upadła na ziemie, ale obrót o jakieś dziewięćdziesiąt stopni całym ciałem i o sto osiemdziesiąt głową, to wykonała. Szybko też złapała się obiema dłońmi za piekące miejsce i przysiadła na brzegu łóżka.
Zabolało go – skomentowała Ola.
Jego? – zdziwiłem się.
Rusza ręką, już nie, ale tak ją lekko otrzepnął wcześniej.
Powinniśmy wezwać policję – stwierdziłem i oparłem się plecami o futrynę, wpatrując się w jej drugą stronę, bo jakoś już całkiem odechciało mi się być świadkiem domowego życia Wasielewskich.
Daj spokój – zbagatelizowała całą sprawę Ola. – Przecież z pięściami się na nią nie rzucił. Kopniaków też jej nie wypłacił.
Jak możesz tak mówić!? – uniosłem się.
Może po prostu... mogę – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – Gdyby naprawdę chciała, to sama by od niego odeszła. Trwa przy nim, więc widocznie jej tak dobrze i nie nam się do tego mieszać.
Usłyszałem dźwięk domykanych drzwi, a więc ponownie spojrzałem w telewizor. Kobieta wciąż zanosiła się płaczem, kuląc się i siedząc na łóżku jednocześnie. Olek natomiast oparł się o komodę nieopodal i na głos stwierdził:
Ja na ciebie nie krzyczę.
Schylił się po koszulę nocną, którą wcześniej jego żona miała w dłoni, a teraz leżała na bordowym, puszystym dywanie. Podniósł ją i położył na komodzie.
I uspokój się – dodał, podczas gdy ona dalej wylewała łzy. – Gdyby chodziło tylko o mnie, to w życiu nie podniósłbym na ciebie ręki, ale chodzi o nas wszystkich. – Ponownie podszedł do drzwi i upewnił się czy są domknięte. Został już tam, ale nie opierał się o nie plecami. Jedną dłoń wsparł na udzie, a drugą miał spuszczoną wzdłuż ciała.
Iza nawet na niego nie patrzyła. Dźwięk nie był wyraźny, ale gdy zabujała się w przód i w tył, to ja odniosłem wrażenie, jakby też wciągnęła powietrze przez zęby, dokładnie w taki sposób, jakby sama nie radziła sobie z bólem.
Muszę wiedzieć dlaczego poszłaś odwiedzić Jakuba oraz jaką wiadomość mu przekazywałaś, pominę już to w jaki sposób, choć wiadomo, że on raczej mi się nie spodobał. Czy sama zechciałaś mu coś powiedzieć, czy może ktoś ci kazał tam pójść? – pytał spokojnie, niemal wyrozumiale, ale kiedy milczała, to zbliżył się do niej i przykucnął, a ona instynktownie cofnęła się do tyłu, jakby się go bała. – Iza – powiedział cicho, wspierając dłonie na łóżku, dokładnie po obydwóch jej stronach, ale na tyle blisko, że dotykał grubszych ud. – Nie chcę by coś ci się stało – wyjaśnił, ale nawet to nie poskutkowało, bo ona nie odezwała się ani słowem. Wstał nerwowo i zaczął przechadzać się po pokoju. – Mamy dzieci – przypomniał. – Co mam zrobić? Mam cię zbić, by się dowiedzieć po co tam poszłaś? Bo muszę to wiedzieć – zaznaczył. – Na dodatek ciągnęłaś z sobą Doriana. Po takich miejscach – to już było wyraźną przyganą w jej kierunku. W końcu się zatrzymał, nieopodal szafy, tuż pod kamerą. Z tej perspektywy raczej wpatrywał się w plecy żony, albo w to co ponad jej głową, czyli w drzwi, ścianę, może stojak pełen win i innych alkoholi. – Diva – powiedział, jakby sam do siebie. Szybko ruszył do przodu i stanął przed butelkami pełnymi trunków. – Kto ostatnio odwiedzał naszą sypialnie? – zapytał żonę i dotknął jednym palcem szyjki butelki, zupełnie tak jakby się bał, że to fatamorgana, albo że za sprawą jego dotknięcia spłonie lub się potłucze.
Zarówno ja, jak i Ola przysunęliśmy się bliżej, bo ja postąpiłem kroku na przód, a ona jeszcze mocniej zgarbiła. Podszedłem niemal do samego telewizora, by przyjrzeć się butelce, którą dotyka.
To się nagrywa – powiedziała w moim kierunku Aleksandra. – Zrobię potem zbliżenie – dodała, gdy zrozumiała, że ja nie wiem co ma na myśli poprzez informacje o nagrywaniu.
Spodobał mi się jej pomysł, ale i tak nie przestałem wysilać wzroku.
Iza – po raz kolejny wypowiedział imię żony, ale na nią nie patrzył. Zafascynowany wciąż był jedną i tą samą butelką. – To bardzo ważne – dodał.
W końcu nie wytrzymała i się odezwała, ledwie zrozumiałym przez szloch głosem:
Dlaczego to takie ważne?
Przyznałem jej racje, że jednak ciągle mówi do jego pleców, bo teraz także nie uraczył jej spojrzeniem.
Bo mamy w domu wódkę wartą milion złotych! – uniósł się. Pierwszy raz od kiedy miałem okazję go poznać, byłem świadkiem tego jak podniósł głos. – Nie stać nas na nią – dodał już ciszej, ale jego głos nadal był niespokojny.
Ja cię, wóda za milion – skomentowała Ola i aż rozdziawiła usta. – Ktoś mu daje taki prezent, a ten jeszcze ma pretensje.
Aleks podszedł do żony i coś w jego postawie mówiło, że tracił panowanie nad sobą, że coś wyprowadziło go mocno z równowagi. Stał dokładnie nad Izą, gdy przemawiał grobowym, budzącym ciarki na plecach głosem:
Zapytam tylko raz i więcej nie powtórzę, ale muszę wiedzieć kto u nas był, tak więc... kto?
Milczała, ale w sumie tylko krótką chwilę. Jemu zapewne wydawała się ona wiecznością, bo niespodziewanie chwycił żonę za włosy i szarpnął do góry, także nie miała innego wyjścia jak wstać. O mały włos się nie wywaliła gdy szarpnął w tył, ale gdy uniósł dłoń, to sama opadła pośladkami na łóżko, ciągnąc go za sobą. Scena mogłaby wydawać się iście erotyczna. Kobieta leżąca na łóżku w poprzek, z uniesioną głową i mężczyzna trzymający ją za włosy, mający kolano między jej udami.
Nie wiem – powiedziała szybko, zanim uderzył i jeszcze szybciej dodała – Cyryl, Franek, nie wiem... Amanda!
Odpuścił, podniósł się z łóżka i wydawał się być zmęczony tą stoczoną z nią potyczką. Nie słyszałem, ale moja wyobraźnia robiła swoje, więc miałem wrażenie, jakby dyszał. Poprawił włosy, bo mu się rozczochrały. Nie były długie, ale i tak zarzucił je wszystkie do tyłu, szczególnie te, które oddzielały od siebie zakola.
Po co był tu Cyryl? Co tu robiła Amanda? Nigdy się nie lubiłyście. I czemu byłaś u Diega, skoro za nim też nieszczególnie przepadałaś? – zasypał ją pytaniami i wyczekiwał.
Cyryl... – zaczęła i pociągnęła nosem, więc mąż kulturalnie sięgnął do komody i wyjął z jednej z szuflad chusteczki.
Nachylił się, by móc położyć je nieopodal jej ud i uprzedził:
Dobrze wiesz Izo, że ja nie odpuszczę.
Cyryl jest nowym zarządcą budynku. Przyniósł osobiście jakieś wyliczenia, składki... leżą w przedpokoju, w szafce.
Dalej – poganiał, ale spokojnie, bez tej wcześniejszej nerwowości.
Franek...
Cyryl wchodził do naszej sypialni? – przerwał.
Nie, nawet za próg nie wszedł, choć zapraszałam – wyjaśniła szybko.
Więcej go nie zapraszaj – brzmiało tak, jakby jej rozkazywał.
Amanda przyszła, bo...
Bo?
Borys...
Iza... spokojnie i do rzeczy – pouczył. – Po co tu była? – Przysiadł obok niej, ale by na nią patrzeć musiał zerkać przez ramie.
Nie układa jej się z Borysem.
Nigdy im się nie układało i nam też nie będzie, jeśli postawisz między nami mury kłamstw. Proszę cię, nie kręć, tylko powiedz naprawdę dlaczego Amanda tu przyszła.
Obiecaj, że mnie nie zabijesz jeśli ci powiem.
Zabijesz? – powtórzył po niej z niedowierzaniem. Nawet lekko się przy tym zaśmiał, jakby był w szoku, że coś takiego przyszło jej do głowy.
Widziała nagranie – odpowiedziała, a Aleks wyraźnie się spiął, jakby nagle cały zesztywniał.
Jakie nagranie? – dopytywał i teraz już nie spoglądał przez ramie usiadł bokiem i wpatrywał się w żonę.
Uniosła się na tyle, by usiąść obok niego, a stopami dotknąć podłogi. Odsunęła się jednak możliwie jak najdalej w bok.
Ja go nie widziałam.
Ale wiesz co na nim było? – domyślił się, bo bardziej stwierdził niż spytał.
Ponoć ty też tam byłeś. – Z ledwością powstrzymywała głośny płacz, ale łzy zdawały się cieknąć samoistnie po jej policzkach. – Ty, Diego, Cyryl i Borys. Gwałciliście jakąś kobietę.
Na tę informacje Aleks wstał i ruszył do drzwi. Zatrzymał się przy stojaku na wina, spojrzał na jego blat, na tę wódkę... na Divę i ledwie otworzył drzwi, a już wsparł się o ścianę i zaczął wymiotować, jakby żywił odrazę do samego siebie. Nawet nie zdążył dobiec do łazienki, jednak zanim dopadł go drugi bełt ruszył w jej kierunku i zatrzasnął za sobą drzwi.
Aleksander odruchami pokazał, że to co mówiła jego żona, że to czego dowiedziała się od jakieś Amandy, nie odrzucił, a przyjął na swoje barki. W końcu mógł wrzasnąć, wyprzeć się, ale jeśli chciał tak zrobić, to musiał od razu, bo teraz to już byłoby pewne, że to nic innego jak zwyczajne łgarstwo. Pewnie dlatego, gdy wrócił do sypialni ze ścierką w dłoni, to pierwszym co powiedział, było:
Jonathan Carroll w powieści Białe jabłka, stworzył zdania mówiące Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją teraźniejszość jak i przyszłość. Nie mogę się wypierać. Iza... to naprawdę miało miejsce. To było na wiele lat przed tym jak się poznaliśmy. Miało być czymś co scali nas w jedność już na zawsze. Co będzie taryfą bezpieczeństwa, że jeden za drugiego skoczy w ogień, że będzie go krył, że nigdy nie zdradzi, bo każdy z nas miał dowód, by pociągnąć wszystkich na dno za jednym zamachem, gdyby to jego coś złego lub jakaś zdrada spotkała ze strony, któregoś z nas.
Izabella patrzyła na męża, jak na zupełnie obcego człowieka. Choć nie, ona nie patrzyła na niego jak na człowieka, a jak na jakąś zjawę lub uosobienie samego diabła i szczerze mnie to nie dziwiło.
Posprzątam – oznajmił, jak gdyby nigdy nic i zostawił ją samą w sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Spojrzałem na Aleksandrę, jak zwiesiła głowę, wspierając ją na obydwóch dłoniach, a ugięte łokcie położyła na kolanach.
Co to za ludzie? – zapytała się mnie. – Kim jest ten cały Diego Alarcon, że ma takich znajomych, że robił takie rzeczy?
Nie wiem i chyba nie chcę już wiedzieć nic więcej. Chyba powinienem to zostawić – odpowiedziałem jej i samego siebie przekonywałem, że nie warto się w tym babrać, że powinienem to rzucić, ale coś sprawiło, że jeszcze tego dnia, po wyjściu Oli, która zostawiła u mnie cały sprzęt, ja go odpaliłem i wsłuchałem się w kolejną historię sprzed lat, tym razem widzianą oczami Aleksandra Wasielewskiego, bo opowiedzianą przez niego samego, a potem udałem się do Diego, by i od niego wyciągnąć jakieś informacje.


Ten rozdział był stanowczo za długi, dlatego podzieliłem na mniej więcej pół.
Oczywiście śmiało można krytykować Aleksandra, choć na taką ilość wad, ma jedną zaletę - nie kłamie żony!
Oczywiście można też głośno się zastanawiać albo zgadywać, co taka kobieta jak Izabella w nim zobaczyła lub co nadal w nim widzi, że z jakiegoś powodu nie odejdzie, tylko nadal przy nim trwa.
No i pojawiła się też Diva - wódka z prologu! (przypominam, jakby ktoś zapomniał, bo taki szczegół łatwo przeoczyć).

8 komentarzy:

  1. Kurczę, jakie długie rozdziału. Wydaje mi sie, ze narrator juz zbyt sie emocjonalnie zaangażował w te sprawę, aby mógł z niej zrezygnować. A bezpiecznie z lewnoscia to nie bedzie. Diego moze nie zabił zony, ale normalny to on byc bie moze. Jakby Izabela chciala, to mogłaby na niego donieść, ze ja nęka. Wlasciwie ciekawi nnie, czy ona naprawdę go pozniej pokochała. Ale chyba jej nie zabił, tak mi sie wydaje. Ciekawe jest to, ze on niby nic nke chce naszemu dziennikarzowi mowić, ale kiedy ten czegos sie dowie, to opowiada mu wszystko z najmniejszymi detalami... Co do trgo rozdziału wlasciwie to naprawdę łatwo zrobic cos takiego i tak sobie mysle, ze strach wpuszczać ludzi do Domu. Ta Olka to niezła agregatka. Nie popieram tego wszystkiego, ale dużo sie dowiedzieli, nie da sie ukryć. Zachowanie zony Aleksa troche mnie zdziwiło. W sensie chodzi o to, ze tak naprawdę nadal nie wiadomo, co przekazała Doego. Czy wódka moze w ogole tyle kosztować? Aleks...oczywiscie nie popieram jego zachowania, tego, ze ja spoliczkował, Ale potrafię zrozumieć, ze chciał sie dowiedziec i ze działał dla doea rodziny. O wiele bardziej przeraża mnie zarówno w nim, jak i w trzech jego...przyjaciołach, ze zrobili cos takiego i to jeszcze z tak chorych pobudek. To jest po prostu... Az trudno znaleźć słowa, by to opisać. Wszyscy powinni za to zaplacic. I akurat z tym nie dziwie sie zonie alka, zd sie dziwnie zachowywała, choc dziwie, ze mogła na niego patrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego podzieliłem go na pół, by ludzi nie zamęczyć czymś jeszcze dłuższym... ;-)
      Zgubiłem się czytając twój komentarz, bo pomyliłaś chyba ich imiona (co mnie też się zdarza, gdy czytam u innych).
      Diego to nęka listami Wojtka (dziennikarza). Dziennikarz nęka Izę... właściwie to całą rodzinę Wasielewskich, bo na chwilę obecną są jedynym punktem zaczepienia.
      I tu nie rozumiem tej wzmianki o pokochaniu. Że Iza Aleksa, czy Karina Diega?
      No strach, strach. Lepiej na klatce schodowej trzymać xD
      Wódka może tyle kosztować. Tu ta Diva jest bardzo kluczowa i ona się jeszcze będzie pojawiała.
      Aleksander spędził dużo czasu we Francji, co prawda to go nie tłumaczy, ale jednak Francuzi policzkują zwłaszcza dzieci, kobiety też im się zdarza, zwłaszcza w takim bym powiedział wyrafinowanym towarzystwie i u nich nie jest to bezpośrednio wiązane z zachowaniem patologicznym.
      Myślę, że żona Aleksa nie chciała dać wiary w to co usłyszała. Dlatego mogła na niego patrzeć, mogła go dotykać, całować. Dopóki on się nie przyznał, to samą siebie przekonywała że to niemożliwe. Kobiety tak często mają, choćby ze zdradą. Niektóre tłumaczą własnych mężów, udają, że wszystkie dowody i przesłanki są zakłamane. Ten karciany domek zwykle upada, gdy mężczyzna się przyznaje. Tu nie chodziło o zdradę, ale jednak o coś znacznie poważniejszego.
      Zapłacić? Może właśnie za to płacą ;-)

      Usuń
    2. Chodziło mi o to, czy Iza pokochała Diega xD Hm, co do tej zrady, faktycznie często tak jest, że kobieta tak robi, to swoisty rodzaj obrony przed nieuniknionym. Ale wydaje mi się, że takie zachowanie nie przynosi njic dobrego, a wręcz odwrotnie, tylko nasila frustrację... Eh. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejna notka. zapraszam także na swiezo dodana nowosc na niezaleznosc-hp.blogspot.com

      Usuń
    3. Iza i Diego? Nie, nie, tych dwoje nic nie łączyło. Nawet za sobą nie przepadali.

      Usuń
  2. Malinowski na poważnie się przestraszył, kiedy znalazł na wycieraczce list od Diega. Ciekawe kto ten list dostarczył, może jakiś przekupiony przez Alarcona strażnik, a może jego syn?
    Wojciech z jednej strony bardzo chciałby dowiedzieć się więcej i rozwikłać sprawę zabójstwa Kariny, a z drugiej zaczyna bać się tego co może odkryć, ale też i samego Kwiecińskiego.
    Ola, była studentka Malinowskiego to niezłe ziółko, wydaje mi się, że z nich dwojga to ona ma lepsze predyspozycje żeby zostać dziennikarzem. Dzięki jej wizycie w domu Wasielewskich mają możliwość nie tylko podsłuchiwać Olka i Izę, ale teraz mogą ich podglądać. Wojciech ma skrupuły, myślę, że gdyby nie obecność Oli i jej komentarz o zachowaniu Izabelli na policzek od męża, to on zarzucił by całą sprawę, może nie zadzwoniłby na policję, ale pewnie by więcej do Wasielewskich po informacje już nie poszedł. Olka się nie przejmuje, dla niej teraz liczy się tylko to, żeby jak najwięcej się dowiedzieć, a że narusza przy tym czyjąś prywatność to trudno.
    Nadal nie daje mi spokoju jaką informację Iza przekazała Jakubowi, a przede wszystkim dlaczego nie chce nic powiedzieć mężowi.
    Olek zachowuje się jakby bał się Diega. Fakt wściekł się, bo żona poszła za jego plecami do więzienia, mało tego, przekazała jakąś informację, posłużyła się ich synkiem, a później jeszcze kłamała prosto w oczy. Ale tu chodzi o coś jeszcze, bo gdyby tylko o to, to myślę, że skończyłoby sie na tym jednym policzku, ale on uderzył Izę po raz kolejny, chciał ją zastraszyć, żeby mu powiedziała prawdę, jakby bał się, że żona mogła nieświadomie w dobrej wierze swoim zachowaniem ściągnąć na nich kłopoty. A już w momencie kiedy zauważył, że mają w sypialni wódkę Divę to jeszcze bardziej się zdenerwował. Ta wódka to musi być jakiś znak, faktycznie w prologu była o niej mowa, kiedy Diego kupował wódkę i wybierał jaką, to stwierdził, że Divy tam na pewno nie mają. Jeśli ta wódka jest tak bardzo droga, to kto zrobił Wasielewskim "taki prezent"? Jak sama Iza stwierdziła w ich domu był Franek Alarcon, ich przyszły zięć, jakaś Amanda, chyba żona Borysa, jednego z przyjaciół i Cyryl, które z nich przyniosło Divę? Może to jakaś pogróżka dla Olka od Diego, może to Franek na zlecenie ojca przyniósł wódkę do domu przyszłych teściów?
    Może Diego w ten sposób chce dać Wasielewskiemu do zrozumienia, że ma do niego żal, że mu nie pomógł? Może będzie chciał żeby Aleksander coś dla niego zrobił, może chce mu dać do zrozumienia, że nawet jak siedzi w więzieniu, to i tak dużo może.
    Iza nie mogła uwierzyć, nie dopuszczała do siebie tego co jej powiedziała ta jakaś Amanda o nagraniu sprzed lat, że jej mąż mógł brać udział w zbiorowym gwałcie.
    Na nagraniu był Olek, Diego, Borys i Cyryl, czwórka przyjaciół, tak mi teraz przyszło do głowy, że może Iza poszła spotkać się z Diego właśnie w sprawie tego nagrania, chciała się upewnić czy to prawda, sama nie wiem, różne teorie przychodzą mi do głowy.
    Swoją drogą panowie nieźle muszą być porąbani, jeżeli wymyślili sobie, że w ten sposób zawrą szczególny pakt, pakt lojalności, skrzywdzili jakąś kobietę, dla swoich chorych pobudek "żeby ich to scaliło w jedność". Tylko niestety nic im z tego ich chorego pomysłu nie wyszło, bo teraz nie są przyjaciółmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci tak, tu każdy prowadzi swoją grę i każdy chce coś uzyskać. Diego i Diva to jakieś połączenie, ale to nie Diego jest tym, który te wódkę u Aleksa zostawił - tyle mogę zdradzić.

      Usuń
  3. W poprzednim komentarzu nie napisałam zupełnie niczego o końcówce poprzedniego rozdziału, a chyba powinnam napisać, że to przeczuwałam. Aleksander od początku, od tego spotkania w Barcelonie, wyglądał mi na takiego drania, trochę despotę, ale muszę przyznać, że wtedy jeszcze nie tracił swojego uroku. Teraz go stracił całkowicie, bo zwyczajnie przesadził. Właściwie to już wcześniej przesadził, ale jeszcze to było takie znośne, a teraz? Nasuwa mi się pytanie - czemu Iza z nim jest? Choć samotna kobieta, taka ilość dzieci, można się tylko domyślać, że kilkakrotnie już jej się nie ułożyło i robi wszystko, by ten obecny związek przetrwał, a może się mylę, może naprawdę Aleksa kocha. On ją chyba tak, ale dziwną miłością.
    A więc mamy coś co scala panów w całość. Ciekawe jak się poznali - nie mogę się doczekać tej opowieści.
    Dziennikarz i jego uczennica cwani, ale aż się boję o nich, co to będzie, gdy Aleks się skapnie, że mu kamerkę podłożyli.
    I jest Diva, droga wódka z prologu. Jaki ma z tym wszystkim związek? Jest jakimś znakiem rozpoznawczym seryjnego mordercy co w ten sposób daje ostrzeżenia?
    Pozdrawiam i nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem ci jak jest według mnie między Izabellą a Aleksandrem, ale sam Wojtek Malinowski będzie dostrzegał w nich kochanie, miłość i nieraz to zaznaczy.
      Aleks ma w sobie coś z drania, ale gdzieś w tym wszystkim naprawdę mu na Izie zależy i to też będzie nieraz podkreślone. Byłby w stanie oddać za nią życie.

      Usuń